Dziennik kepleriański – wpis 8

Wczoraj odbył się test. Przegrałem. Nie zakwalifikowałem się. Nie udało mi się przekonać sędziów, że jestem zdolny stawić czoła Linii. Jestem załamany. Całe życie trenowałem aby zostać zawodowcem, a teraz ktoś mi mówi, że nie mogę robić tego o czym marzyłem. Znalazłem się w miejscu, w którym nie mogę decydować sam o sobie. Przecież tak być nie może, potrzebuję jeszcze tylko jednej szansy, żeby im udowodnić. Udowodnić im co? Po prostu się nie nadaję. Jestem za słaby i muszę się do tego przyznać. Nie wiem jak mogło do tego dojść, przecież wszystko zrobiłem tak jak należało…

Wstałem dokładnie o piątej rano. Było to dokładnie trzy godziny przed testem. Zjadłem śniadanie. Byłem gotowy. Zrobiłem poranny mindsetting. Wszystko zgodnie z planem. Miałem jeszcze dużo czasu nim wyruszyłem do Centralnego Centrum Rekreacji, w którym miał odbyć się test. Test, który składał się z kilku etapów i w sumie trwał cały dzień. Byłem wypoczęty i przygotowany. Niby sam układałem sobie plan treningowy ale tak naprawdę nie odstawał on od tego, co mógłby zaproponować mi trener. Poza tym trener to koszt, na który nie mogłem sobie pozwolić. Teraz należało tylko udowodnić, że jestem gotowy.

Do Centrum dotarłem wcześnie, jednak nie byłem pierwszym z kandydatów. Mimo, że Centrum wciąż było zamknięte czekało już dwunastu z trzydziestu uczestników. Każdy jeszcze uśmiechnięty. Wszyscy ze sobą rozmawiali ale tak naprawdę nikt nikogo nie słuchał. Nie wiem czy macie tak, że niby odpowiadacie na pytania i nawet je zadajecie ale tak naprawdę w ogóle nie jesteście obecni w rozmowie. Tak jakby słowa pojawiały się z pominięciem umysłu, które w danym momencie skoncentrowany jest na przyszłym wydarzeniu. Tak właśnie wyglądały tamte rozmowy. Wszyscy w jednym miejscu, każdy nieobecny.

Po otwarciu poszliśmy do szatni. To co zazwyczaj zabiera dwie minuty, teraz trwało o wiele dłużej. Każdy ruch był dokładny, powolny, nieśpieszny. Następnie udaliśmy się na wielką salę. Główna Hala jest miejscem, w którym można rozegrać każdą z dyscyplin na Keplerze. Jest zadaszona kiedy jest rozgrywany Futbol ale można ją otworzyć aby przeprowadzić Pływanie w Przestrzeni. Na razie była zamknięta ale to się zmieni. Już niedługo będziemy mogli doświadczyć, jak jest w trakcie Przejścia. Tak naprawdę nikt z nas nie był na zewnątrz w Porze Śmierci. Do dwudziestego roku życia, dzieciaki mają zakaz opuszczania Galactopolis w trakcie Pory Śmierci. Wkrótce przed nami stanęli wszyscy sędziowie i zaczęła się swego rodzaju odprawa przed zawodami. Przypominali ogólne zasady i inne podstawowe informacje ale tak naprawdę w ogóle nie mogłem się skupić na tym co starają się nam przekazać. Na szczęście już dużo wcześniej przygotowałem się do tego wszystkiego i nic nowego nie musiałem wiedzieć. Przynajmniej tak wtedy mi się wydawało.

Pierwszy test był przygotowaniem przedstartowym i polegał na siedzeniu w zamkniętym, ciasnym pomieszczeniu , który miał symulować bunkier. Zakładałem, że to będzie najłatwiejsza część i nikt na tym etapie nie odpadnie. Jak się okazało tylko częściowo miałem rację, bo akurat wyeliminowanie kogokolwiek nie  było założeniem tego ćwiczenia.

Aby zasymulować warunki panujące w prawdziwym bunkrze i zdenerwowanie jakie wtedy występuję, zaczęto zmniejszać nam ilość tlenu w pomieszczeniu. Tego się nie spodziewałem. Nikt o tym nie mówił, nikt nic nie wiedział. Kiedy wszystkim nagle zakręciło się w głowie, początkowe luźne jeszcze rozmowy w jednej chwili ustały. Każdy odnotował to dziwne uczucie jednak wszyscy je zignorowaliśmy. Dopiero ponowne pojawiające się zawroty głowy zaczęły siać panikę. Nie poprawiał tego faktu sędzia, który stał w oknie i skrzętnie notował to co widzi.

W takich momentach przyspiesza krążenie i oddech, co oczywiście nie pomaga w poradzeniu sobie z zaistniałą sytacją. Niektórzy zaczęli wstawać i gorączkowo ruszać się, w i tak ciasnym pomieszczeniu. Ja starałem się siedzieć jak najdłużej w jednym miejscu jednak było to coraz trudniejsze, ponieważ ludzie zaczęli potykać się i przewracać. Zauważyłem, że wyłączono także cyrkulację powietrza i wszyscy zaczęliśmy się pocić. Oznaczało to też, zwiększenie stężenia dwutlenku węgla. Nawet ja musiałem przyznać, że coraz trudniej było złapać oddech. Jedyne co mnie ratowało, to przeświadczenie, że tak naprawdę nikt nie może dopuścić aby coś nam się stało. Przecież nigdy nie słyszałem o tym aby podczas test komuś stała się krzywda. Z drugiej strony nigdy też nie słyszałem aby test wyglądał tak jak teraz, a podobno wszystkie materiały były ogólnodostępne.

W całym tym zamieszaniu niektórzy starali się uspokoić tych, którzy pomału zaczęli wariować. Inni, tak jak ja siedzieli w ciszy, byli spokojni. W innych natomiast rósł gniew. Widać było jak zaciskają pięści, jak napinają mięśnie szyi, jak zagryzają zęby i jak ciężką przełykają ślinę. Aby odkryć to co miało się wydarzyć nie trzeba było być psychologiem. Wystarczyło, że jedna osoba użyła nieco więcej siły aby „uspokoić” kolegę i się zaczęło. Nagle niemal każdy przekuł te wszystkie emocje, które w sobie miał na czyny. Początkowe szturchnięcia z czasem zamieniły się w latające pięści i zapasy. Naprawdę było ciężko wysiedzieć w tym jednym miejscu, kiedy to wszyscy na ciebie wlatują. Ja też nie wytrzymałem i raz za razem, używałem coraz to więcej siły aby zrobić sobie trochę przestrzeni. Raczej nie trwało to długo kiedy z braku sił leżałem z przyciśniętą twarzą do ziemi. Wtedy to przyszła mi do głowy ta genialna myśl. Przecież to jest symulacja przedstartowa. My tak naprawdę nie musimy tutaj siedzieć. Dopóki nikt z nas nie wyjdzie, to się to nigdy nie skończy. Zrzuciłem kolano ze swojej twarzy, wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Na pewno nie mogą być zamknięte. A co jeśli pierwszy odpada? Nie, to byłoby bez sensu, zresztą teraz to i tak już nie ma znaczenia, kiedy właśnie stoją za drzwiami.

Tak jak się domyślałem nic złego się nie stało. No może poza tym, że każdy z nas był więcej lub mnie poobijany. Sędziowie oficjalnie ogłosili, że w danym etapie nikt nie mógł być zdyskwalifikowany, ponieważ to ćwiczenie miało na celu, w jak największym stopniu „nastawić” nas na kolejne zadania, które opierały się w całości na bieganiu.

Pierwsze testy biegowe były po prostu na zaliczenie. Były to biegi na określonym dystansie i należało zmieścić się w limicie czasowym. Każdy wiedział, że to dopiero początek długiej drogi więc nikt specjalnie nie cisnął. A ci co chcieli się pokazać, szybko odpadali. W sumie to dokładnie jedenaście osób.

Kolejne testy polegały już na bezpośredniej rywalizacji. Mieliśmy wspólnie pokonywać wyznaczone odległości ale na końcu każdego odcinka odpadała najwolniejsza osoba. Celem tego etapu było wyłonienie najlepszej piątki. Z racji tego, że biegi te były w dość szarpanym tempie, najczęściej wolne na początku i szybkie końcówki, były wymęczające. Podobnie jak w prawdziwym wyścigu nikt nie narzucał nam kiedy mamy zacząć kolejny bieg. Początkowo nawet dogadywaliśmy się, tak aby każdy mógł złapać chociaż odrobinę oddechu. Jednak z czasem, każdy zaczął stosować inną taktykę. Zdarzyło się parę razy, że ktoś od razu, bez odpoczynku, zaczynał kolejny etap. Dlatego już nie do końca była ważna ta ostatnia osoba tylko czołowa piątka. Za wszelką cenę należało być właśnie w tej piątce, bo to ona kwalifikowała się dalej. I ten etap udało mi się przejść. Byłem jednym z pięciu, którzy miele założyć kostium i zmierzyć się z Polem Śmierci.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 22

Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze przed chwilą myślałem, że już po wszystkim, a teraz… po prostu coś niesamowitego. Szybko jednak oprzytomniałem bo wiedziałem, że to dopiero pierwsza część zadania. Teraz trzeba było jeszcze pobiec do skrytki, a ta

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 21

Odnalezienie tej ulicy nie było tak proste jak myślałem. W każdym Module są tysiące z nich i szybkie wyszukiwanie nie wskazało żadnej powtarzającej się nazwy. Już niedługo dotrę do sektora 5 i ciągle nie wiem gdzie mam iść. Na pewno

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 20

Jak tylko oddaliłem się na tyle, że czułem się bezpiecznie usiadłem na ziemi. Cały się trząsłem. Były we mnie emocje podobne do tych, które odczuwałem podczas startu w zawodach, a jednak trochę inne. Nie wiedziałem czy jestem szczęśliwy, przestraszony, podekscytowany,

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis19

– Widzę, że się zdecydowałeś – przywitał mnie zaraz po przekroczeniu progu Carl. Nie było żadnej konspiracji. Żadnego schowanego na zapleczu pomieszczenia. Wszyscy po prostu siedzieli przy jedynym stole, który znajdował się w rogu niewielkiego sklepiku. – Proszę siadaj koło

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!