Wydaje mi się, że ten poprzedni wpis wymaga jeszcze rozszerzenia. Te zawody, które opisałem są oczywiście najbardziej ekstremalną wersją Wyścigu Śmierci. Wydaje mi się oczywiste i wszyscy wiedzą, że dzieciaki które trenują do tych zawodów nie są wystawianie na zagrożenie życie. Dlatego pomyślałem, że najlepiej będzie jak przybliżę to, jak wygląda szkolenie zawodników na Kepler.
Tak jak już wiecie najczęstszym wyborem Naturalnych jest sport, sztuka lub rozrywka. To właśnie w tych dziedzinach starają znaleźć swoje miejsce. Ale oczywiście nie tylko oni są przedstawicielami tych zawodów. Probówki też są zawodowymi sportowcami i artystami. Różnica polega na tym, że Naturalni sami podejmują decyzję co będą robić, natomiast Probówki są specjalnie produkowani aby zapełnić miejsce w tych zawodach. Jeżeli jesteś z probówki, to cały twój rozwój jest skoncentrowany na tym co będziesz robił w przyszłości. Trafiasz do odpowiednio profilowanej rodziny, szkoły i tak naprawdę nie masz wyjścia – robisz to co musisz, bo nawet nie wiesz, że może być inaczej. Oczywiście to nie jest tak, że Probówki i Naturalni chodzą do innych szkół. Nie, szkoły są te same. Chodzi o zajęcia dodatkowe oraz sposób wychowania, mieszkania. Bycie w rodzinie Probówek jest specyficzne. Są to ludzie nastawieni na konkretne zadania, mają jasno określone cele, do których dążą za wszelką cenę. Nie jest tak, że są odczłowieczeni czy coś takiego. Chodzi bardziej o ich sposób myślenia i postrzegania. O nieustępliwość i konsekwencje w dążeniu do określonego celu. Dla nich jedynym sposobem funkcjonowania jest wypełnianie planu dnia, konkretnych zajęć. Ale po tym jak zrobią to co do nich należy, także się relaksują i robią inne rzeczy.
Najmniej różnic pomiędzy Probówkami i Naturalnymi widać jak są dziećmi. Tak naprawdę im ktoś jest młodszy, tym trudniej zorientować się czy jest naturalny czy z probówki. W starszym wieku coraz więcej konkretnych cech się przejawia i łatwiej poznać jak się urodził. Nie wiem czy jest to bardziej sprawa genów czy wychowania. Tak czy inaczej, jak ktoś jest dorosły to nie ma już problemów z odróżnieniem. Znowu uciekłem od tematu. Miałem pisać o sportowcach.
W naszych szkołach, tak samo jak na Ziemi, zajęcia sportowe są obowiązkowe. Każdy, niezależnie czy tego chce czy nie chce, musi w nich uczestniczyć. Organizowane są także różne zawody międzyszkolne i na tej podstawie proponowane są dyscypliny, w których można dalej się rozwijać. Tak jest z Naturalnymi. Probówki z reguły od razu trafiają tam gdzie mają trafić. Mnie zaproponowano wyścigi i po prostu zacząłem trenować. Podobało mi się to, że nie muszę z nikim wchodzić w interakcję i nie byłem od nikogo zależny. Po prostu to ode mnie zależał wynik jaki osiągałem. W tym wieku nie interesowałem się jeszcze Wyścigiem Śmierci. Dla mnie liczyło się tylko bieganie.
Początkowo trening był zwykłym treningiem biegowym i wydaje mi się, że niczym nie odbiegał od tego ziemskiego. Zmiany nastąpiły dopiero później. Jak miałem kilkanaście lat zawody zaczęły odbywać się między bunkrami. Zaczęto wozić nas w różne miejsca, rozdawać mapy, a wyścig polegał na jak najszybszym zdobywaniu bunkrów w odpowiedniej kolejności. Oczywiście wszystko odbywało się w Porze Życia i nic nam nie zagrażało. Jednak już wtedy wszyscy śledzili Wyścig Śmierci i każdy w głowie wiedział co oznacza nie zmieszczenie się w limicie czasowym. Po paru latach treningów każdy na pamięć znał lokalizację każdego bunkra, każdej odległości i czasu potrzebnego do pokonania tych odległości. Poza tą różnicą zawody niczym nie różniły się od tych ziemskich. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Tak naprawdę dopiero teraz zacznę prawdziwy trening do Wyścigu Śmierci. Jednak najpierw czekają mnie zawody z asekuracją. Test, który muszę przejść aby dostać się do elitarnego grona zawodowych sportowców. Zawody te polegają na tym, że podczas Fazy Przejścia biega się w odpowiednim kombinezonie, który chroni przed śmiercią. Wszystko odbywa się w Narodowym Centrum Rekreacji, w którym symulowane są warunki prawdziwego wyścigu. Nawet jest Linia Śmierci, po przekroczeniu której „odlatuje” się w kosmos. Podobno jest to dość mocne przeżycie i moment w którym zaczynasz tracić grunt pod nogami, spowodował, że niejeden zawodnik postanowił przerzucić się na coś innego. Niby wiesz, że jesteś asekurowany i zaraz ktoś cię wyłapie ale im dalej od ziemi tym coraz trudniej wierzyć w te zapewnienia. Podobno ekipy asekuracyjne robią między sobą zakłady jak długo wytrzyma gość po oderwaniu i specjalnie opóźniają przyjście z pomocą. Ale to jeszcze przede mną. Na razie skupiam się wyłącznie na treningu.