Dziennik kepleriański – wpis 5

Wyścig ze śmiercią. Jest to sport, który uprawiam. Może to dość straszna nazwa, która niekoniecznie przyjęłaby się na Ziemi, jednak w pełni oddaje to, czym ten sport jest. Na czym to polega? Tak jak pisałem wcześniej jest czas, w którym Kepler przechodzi z Pory Życia do Pory Śmierci. Ta zmiana nie następuje nagle ale jest stopniowym procesem, który trwa średnio dwadzieścia dni. Piszę średnio, bo tak naprawdę nigdy nie trwał tyle samo. W ciągu tych wszystkich lat nigdy nie zdarzyło się aby „Przejście” choć raz się powtórzyło.  Co ciekawe czas oraz miejsce rozpoczęcia Przejścia także są różne. Jak to wygląda? Otóż w jakimś miejscu ziemia po prostu zaczyna umierać. Wszystko co do tej pory w tym miejscu żyło, momentalnie obumiera i „odlatuje w kosmos”. Zmienia się grawitacja i wszystko się ulatnia. Początkowy „obszar śmierci”, który  przybiera formę koła z czasem zmienia się i tworzy tak zwaną „linię śmierci”. Tworzy się granica życia i śmierci, która zaczyna podążać przez całą planetę. Proces ten nigdy nie przebiega w tym samym tempie. Nie wiemy co go powoduje, dlaczego akurat w danym miejscu ma początek, ani czemu trwa tyle ile trwa. Po prostu jest i stał się dla nas czymś naturalnym.

Aby się uchronić przed niszczycielską siłą, stworzyliśmy system wczesnego ostrzegania. Mamy porozmieszczane różnego rodzaju czujniki, które mają nas informować o nadchodzącej zmianie. Patrolujemy też obszary, na których spodziewamy się wystąpienia zjawiska. I właśnie to patrolowanie oraz ucieczka przed „linią śmierci” było „inspiracją” do stworzenia szalonych zawodów. W skrócie polegają one właśnie na ucieczce przed niszczycielską siłą. Jak to wygląda w praktyce? Po uformowaniu się „linii śmierci”, zawodnicy są transportowani do bunkrów, które znajdują się na jej drodze. Bunkry te początkowo były wybudowane dla patrolujących, w celu schronienia się przed „Linią”. Zawodnicy trafiają do bunkra, który znajduje w „strefie życia” około dziesięć godzin przed nadejściem Linii. Jest to najtrudniejsze dziesięć godzin w całym wyścigu. Wszyscy stłoczeni w małym pomieszczeniu w oczekiwaniu na możliwą śmierć. Od tego momentu wszystko zaczyna być transmitowane. Początkowo wesoła atmosfera szybko gęstnieje i każdy sam w ciszy przygotowuje się na start. Same zawody polegają na przebiegnięciu jak najdalej w jak najmniejszej odległości od „Linii śmierci”. Na starcie zawodnicy dostają mapę, na której rozmieszczone są kolejne bunkry wraz z odległościami, w których można się zregenerować lub zakończyć wyścig. Zawodnicy nie mają żadnego zabezpieczenia przed Linią. Dopiero w bunkrach mogą się schronić i czekać na ewakuację. Start nigdy nie jest określony. Zawody zaczynają się w momencie kiedy pierwszy zawodnik opuści bunkier. I właśnie od tego momentu włączony jest zegar. Ten pierwszy zawodnik jest odnośnikiem do obliczania punktów. On i Linia Śmierci. Im ktoś jest silniejszy i ma więcej pewności siebie wybiega później, bo im bliżej znajdujesz się Linii tym więcej masz punktów. Początkowe etapy są dość łatwe. Zawsze znajdzie się w grupie jakiś nowicjusz, który zaczyna za wcześnie i ułatwia bardziej obeznanym zawodnikom zdobycie większej liczby punktów. Problemy zaczynają się później, kiedy to zmęczenie zarówno fizyczne jak i psychiczne zaburza możliwość prawidłowej oceny swoich aktualnych sił aby dotrzeć do kolejnego bunkra. Wielu z zawodników kończy za wcześnie bo się boi o swoje życie. Było też wielu, którzy przeliczyli swoje możliwości. Sprawy nie ułatwia też fakt, że Linia nigdy nie płynie tak samo. Są momenty, w którym zwalnia ale są też takie, w których przyspiesz. I to bardzo.

Tak w skrócie wygląda sport, który wkrótce stanie się dla mnie sposobem na życie i przeżycie na Keplerze.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 22

Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Jeszcze przed chwilą myślałem, że już po wszystkim, a teraz… po prostu coś niesamowitego. Szybko jednak oprzytomniałem bo wiedziałem, że to dopiero pierwsza część zadania. Teraz trzeba było jeszcze pobiec do skrytki, a ta

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 21

Odnalezienie tej ulicy nie było tak proste jak myślałem. W każdym Module są tysiące z nich i szybkie wyszukiwanie nie wskazało żadnej powtarzającej się nazwy. Już niedługo dotrę do sektora 5 i ciągle nie wiem gdzie mam iść. Na pewno

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 20

Jak tylko oddaliłem się na tyle, że czułem się bezpiecznie usiadłem na ziemi. Cały się trząsłem. Były we mnie emocje podobne do tych, które odczuwałem podczas startu w zawodach, a jednak trochę inne. Nie wiedziałem czy jestem szczęśliwy, przestraszony, podekscytowany,

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis19

– Widzę, że się zdecydowałeś – przywitał mnie zaraz po przekroczeniu progu Carl. Nie było żadnej konspiracji. Żadnego schowanego na zapleczu pomieszczenia. Wszyscy po prostu siedzieli przy jedynym stole, który znajdował się w rogu niewielkiego sklepiku. – Proszę siadaj koło

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!