W końcu pojawiła się jakaś iskierka nadziei. Będąc na stołówce, z braku wolnego miejsca, przysiadłem się do jakiegoś kolesia. Trochę nie pasował do tego miejsca, bo był za dobrze ubrany. Kątem oka spostrzegłem na markę jego ciuchów i się okazało, że ubrany jest w najdroższą z możliwych. Żeby wybadać co i jak, starając się aby wyszło jak najbardziej naturalnie, rzuciłem:
– Dobrze, że dzisiaj jest smak waniliowo miętowy.
– Słucham? – odpowiedział zaskoczony nieznajomy. Wyglądał tak jakbym wyrwał go z jakiegoś transu
– Mówię, że fajnie, że zmienili smak. Wczoraj był czekoladowo-gruszkowy, a przecież tego się nie da jeść. Nie wiem kto wpada na pomysły tych smaków.
– Nie wiem. Nie było mnie tu wczoraj – usłyszałem w odpowiedzi
– No właśnie. Tak mi się wydawało, że pana tutaj nie widuję. Nie to żebym ja był tutaj częstym gościem. Od razu było widać, że pan tutaj nie pasuje.
– Żaden pan, tylko Carl i jestem tutaj pierwszy raz
– Wiedziałem! Po prostu wiedziałem – przybliżyłem się ze swoim talerzem nieco bliżej – No to powiedz Carl, jak ci smakuję nasze danie główne?
– Może być – odparł posępnie i nabrał kolejną łyżkę
– Może być?! Chyba żartujesz sobie! Waniliowo miętowy to nasz najlepszy smak. W sumie jemy go tylko od święta i tylko jak wygramy na Festiwalu Odrodzenia. Ale tą twoją ignorancję zrzucę na brak doświadczenia. Jak trochę dłużej tu pojesz to przyznasz mi rację – próbowałem być choć trochę zabawny
– Nie zamierzam tu już nigdy jeść – Carl nie chwycił mojego żartu albo był po prostu mało śmieszny
– Taa. Ja też nie planowałem tu zabawić na dłużej. Skoro jesteśmy już tacy ze sobą szczerzy, to muszę ci się przyznać, że jem tu codziennie.
– Można się było tego dość łatwo domyśleć – zmierzył mnie z góry na dół i po jego minie widać było lekkie rozczarowanie
– Tej, nie patrz tak na mnie! – odsunąłem się lekko obrażony – to, że tak wyglądam nie jest wynikiem tego, że nie dojadam, tylko tego, że byłem zawodowy biegaczem. Byłem o krok od zawodowstwa.
– Naprawdę? – zdziwił się Carl i spojrzał na mnie jeszcze raz. Jego oczy nagle ożyły i można z nich było wyczytać zainteresowanie. Wystarczyło tylko, że się wyprostował i poprawił nieznacznie ubranie, a całkowicie go to odmieniło. Tak jakby nagle usiadła przede mną zupełnie inna osoba. No i ten błysk w oczach
– Naprawdę? Opowiedz mi trochę o tym – z pełnym zainteresowanie zapytał Carl
– Naprawdę. Mówię ci. Brałem udział w ostatnim teście w Narodowym Centrum Rekreacji. W sumie to nawet byłem najlepszy ze wszystkich kandydatów. Spokojnie rozgrywałem ich jak chciałem. Nie mieli ze mną szans.
– Tak? To czemu teraz siedzisz tutaj, a nie występujesz tam? – wskazał na telewizor zawieszony pod sufitem.
– Awaria sprzętu – odpowiedziałem bez zająknięcia. Już od dawna miałem przygotowaną tą wymówkę. – W trakcie ostatniego etapu, już podczas próby z Linią, miałem awarię maski. Była w niej jakaś nieszczelność i musiałem przerwać wyścig. Było to zbyt niebezpieczne bo jeżeli Linia by mnie dogoniła to bym stracił życie. I tak oto, poprzez czyjś błąd, znalazłem się tutaj.
– Aha – odparł Carl. Widać było po nim, że nad czymś rozmyśla
– A ty? Czemu tu jesteś? Nie da się ukryć, że nie jest to miejsce, w którym chciałbyś jeść lunch – wskazałem na jego ubrania, jasno dając do zrozumienia, że wiem ile kosztują
– To, tutaj? – wskazał na miskę do połowy pełną – jest tylko … takim moim eksperymentem. Tak naprawdę jestem swego rodzaju agentem sportowym.
– Naprawdę? – byłem naprawdę zaskoczony
– Tak, tak właśnie jest. Chodzę po takich różnych miejscach w nadziei na znalezienie kogoś takiego jak ty.
– Co?
– Tak ale opowiem ci o tym przy jakimś lepszym posiłku. Spotkajmy się w Food Heaven o ósmej, to ci wszystko opowiem – wyjął z kieszeni marynarki wizytówkę i mi ją podał. Następnie szybko dokończył jedzenie, wstał i wyszedł.
Teraz, jak to piszę to nadal nie mogę w to uwierzyć. Może w końcu coś się w moim życiu zmieni. Trochę mnie dziwi, to że nigdy nie słyszałem o agentach sportowych. Myślałem, że na Keplerze wszystko jest załatwiane w CSS (Centralny System Sportowy). Ale co ja mogę wiedzieć. Nigdy do zawodowstwa nie doszedłem. Może właśnie w taki sposób zostaje się pro.