Dziennik kepleriański – wpis 14

W końcu pojawiła się jakaś iskierka nadziei. Będąc na stołówce, z braku wolnego miejsca, przysiadłem się do jakiegoś kolesia. Trochę nie pasował do tego miejsca, bo był za dobrze ubrany. Kątem oka spostrzegłem na markę jego ciuchów i się okazało, że ubrany jest w najdroższą z możliwych. Żeby wybadać co i jak, starając się aby wyszło jak najbardziej naturalnie, rzuciłem:

– Dobrze, że dzisiaj jest smak waniliowo miętowy.

– Słucham? – odpowiedział zaskoczony nieznajomy. Wyglądał tak jakbym wyrwał go z jakiegoś transu

– Mówię, że fajnie, że zmienili smak. Wczoraj był czekoladowo-gruszkowy, a przecież tego się nie da jeść. Nie wiem kto wpada na pomysły tych smaków.

– Nie wiem. Nie było mnie tu wczoraj – usłyszałem w odpowiedzi

– No właśnie. Tak mi się wydawało, że pana tutaj nie widuję. Nie to żebym ja był tutaj częstym gościem. Od razu było widać, że pan tutaj nie pasuje.

– Żaden pan, tylko Carl i jestem tutaj pierwszy raz

– Wiedziałem! Po prostu wiedziałem – przybliżyłem się ze swoim talerzem nieco bliżej – No to powiedz Carl, jak ci smakuję nasze danie główne?

– Może być – odparł posępnie i nabrał kolejną łyżkę

– Może być?! Chyba żartujesz sobie! Waniliowo miętowy to nasz najlepszy smak. W sumie jemy go tylko od święta i tylko jak wygramy na Festiwalu Odrodzenia. Ale tą twoją ignorancję zrzucę na brak doświadczenia. Jak trochę dłużej tu pojesz to przyznasz mi rację – próbowałem być choć trochę zabawny

– Nie zamierzam tu już nigdy jeść – Carl nie chwycił mojego żartu albo był po prostu mało śmieszny

– Taa. Ja też nie planowałem tu zabawić na dłużej. Skoro jesteśmy już tacy ze sobą szczerzy, to muszę ci się przyznać, że jem tu codziennie.

– Można się było tego dość łatwo domyśleć – zmierzył mnie z góry na dół i po jego minie widać było lekkie rozczarowanie

– Tej, nie patrz tak na mnie! – odsunąłem się lekko obrażony – to, że tak wyglądam nie jest wynikiem tego, że nie dojadam, tylko tego, że byłem zawodowy biegaczem. Byłem o krok od zawodowstwa.

– Naprawdę? – zdziwił się Carl i spojrzał na mnie jeszcze raz. Jego oczy nagle ożyły i można z nich było wyczytać zainteresowanie. Wystarczyło tylko, że się wyprostował i poprawił nieznacznie ubranie, a całkowicie go to odmieniło. Tak jakby nagle usiadła przede mną zupełnie inna osoba. No i ten błysk w oczach

– Naprawdę? Opowiedz mi trochę o tym – z pełnym zainteresowanie zapytał Carl

– Naprawdę. Mówię ci. Brałem udział w ostatnim teście w Narodowym Centrum Rekreacji. W sumie to nawet byłem najlepszy ze wszystkich kandydatów. Spokojnie rozgrywałem ich jak chciałem. Nie mieli ze mną szans.

– Tak? To czemu teraz siedzisz tutaj, a nie występujesz tam? – wskazał na telewizor zawieszony pod sufitem.

– Awaria sprzętu – odpowiedziałem bez zająknięcia. Już od dawna miałem przygotowaną tą wymówkę. – W trakcie ostatniego etapu, już podczas próby z Linią, miałem awarię maski. Była w niej jakaś nieszczelność i musiałem przerwać wyścig. Było to zbyt niebezpieczne bo jeżeli Linia by mnie dogoniła to bym stracił życie. I tak oto, poprzez czyjś błąd, znalazłem się tutaj.

– Aha – odparł Carl. Widać było po nim, że nad czymś rozmyśla

– A ty? Czemu tu jesteś? Nie da się ukryć, że nie jest to miejsce, w którym chciałbyś jeść lunch – wskazałem na jego ubrania, jasno dając do zrozumienia, że wiem ile kosztują

– To, tutaj? – wskazał na miskę do połowy pełną – jest tylko … takim moim eksperymentem. Tak naprawdę jestem swego rodzaju agentem sportowym.

– Naprawdę? – byłem naprawdę zaskoczony

– Tak, tak właśnie jest. Chodzę po takich różnych miejscach w nadziei na znalezienie kogoś takiego jak ty.

– Co?

– Tak ale opowiem ci o tym przy jakimś lepszym posiłku. Spotkajmy się w Food Heaven o ósmej, to ci wszystko opowiem – wyjął z kieszeni marynarki wizytówkę i mi ją podał. Następnie szybko dokończył jedzenie, wstał i wyszedł.

Teraz, jak to piszę to nadal nie mogę w to uwierzyć. Może w końcu coś się w moim życiu zmieni. Trochę mnie dziwi, to że nigdy nie słyszałem o agentach sportowych. Myślałem, że na Keplerze wszystko jest załatwiane w CSS (Centralny System Sportowy). Ale co ja mogę wiedzieć. Nigdy do zawodowstwa nie doszedłem. Może właśnie w taki sposób zostaje się pro.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 9

Ostatnia próba. Próba, która miała zadecydować, czy możemy dołączyć do elitarnego grona zawodników, którzy mogą mierzyć się z samą planetą. To właśnie ta elitarność powoduje, że tak bardzo tego pragnę. W stosunku do całej populacji, zawodników biorących udział w Wyścigu

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 8

Wczoraj odbył się test. Przegrałem. Nie zakwalifikowałem się. Nie udało mi się przekonać sędziów, że jestem zdolny stawić czoła Linii. Jestem załamany. Całe życie trenowałem aby zostać zawodowcem, a teraz ktoś mi mówi, że nie mogę robić tego o czym

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 7

Zmęczenie. Jest to stan, który ostatnio towarzyszy mi cały czas. Przygotowanie do testu jest wykańczające. Jestem akurat w cyklu przeciążenia, po którym nastąpi odpuszczenie, co ma doprowadzić do superkompensacji. Przynajmniej takie są założenia. Teraz tak trudno w to wierzyć. Nie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 6

Wydaje mi się, że ten poprzedni wpis wymaga jeszcze rozszerzenia. Te zawody, które opisałem są oczywiście najbardziej ekstremalną wersją Wyścigu Śmierci. Wydaje mi się oczywiste i wszyscy wiedzą, że dzieciaki które trenują do tych zawodów nie są wystawianie na zagrożenie

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!