Przebudzenie cz.46

Co ja robię, co ja robię? Co ja zrobiłem? Na pewno, ktoś mnie za to zabije! Nie wiem kto, nie wiem kiedy ale na pewno ten ktoś nie puści płazem, tego co ja zrobiłem. Po co to zrobiłem? Czemu nie mogłem siedzieć cicho, wykonywać poleceń i żyć w bezpiecznym miejscu? A Rzeźnik? Czemu znowu zrobiłem komuś krzywdę? Przecież ja taki nie jestem. Czemu ktoś zmusza mnie do tych rzeczy? Czemu za każdym razem trafia się osoba, przez którą robię jakąś głupotę? I ciekawe dokąd teraz się udamy? Będziemy w nieskończoność biec przed siebie, aż w końcu ktoś nas złapie i pociągnie do odpowiedzialności, za to co się tutaj wydarzyło. Czemu to ja zawsze muszę cierpieć w takich przypadkach?

Uciekaliśmy krętymi korytarzami, które wiły się bez końca. Co chwila było jakieś rozwidlenie ale Mały John najwyraźniej znał drogę, bo ani na chwilę nie zwalniał. Ja natomiast nie miałem pojęcia gdzie jestem. Nawet jakbym chciał to nie udałoby mi się wrócić do Silosa. Zresztą tamto miejsce było już dla mnie skończone. Wiedziałem, że już nigdy tam się nie pojawię. Nawet, a może kiedy, zostanę złapany, na pewno trafię w dużo gorsze miejsce. A na pewno tak się stanie. Przed nimi nie ma ucieczki. Są zbyt silni, mają zbyt duże wpływy. Skoro rządzili Silosem, to na pewno rządzą tym miastem. Jak niby miałbym przed nimi uciec, gdzie niby miałbym się schować?

– Daleko jeszcze – krzyknąłem do Małego Johna

– Daleko? – odpowiedział Mały John, tak jakby nie rozumiał o co mi chodzi

– Dokąd biegniemy?

– Do Przystani

– Jak długo będziemy tam biec?

– Aż dobiegniemy – odparł jakby była to najbardziej oczywista oczywistość

Wiedziałem, że już nie ma sensu dalej ciągnąć tego dialogu, dlatego postanowiłem się skupić na tym aby go nie zgubić. Co prawda co jakiś czas Mały John się obracał i patrzył czy za nim nadążam ale i tak wymagało ode mnie dużo skupienia abym się go trzymał. Mimo, że nie czułem zmęczenia nie umiałem biec szybciej. Czułem się jakbym miał jakiś wewnętrzny hamulec. Jak on to robi? Skąd bierze energię aby tak szybko biec? Nawet jak musiał zwalniać abym go dogonił, nie widać było u niego żadnego zniecierpliwienia ani rozzłoszczenia. Wiedział, że ja nie dam rady szybciej i nic co by zrobił nie zmieniłoby tego.

Nagle zatrzymał się

– Co się stało? – zapytałem się, niemal na niego wpadając

– Dziwne. Tego tutaj nie powinno być? – odpowiedział

– Czego? Tej drogi? – wskazałem na drogę, którą biegliśmy

– Dokładnie. Też to widzisz?

– Co widzę? Drogę? Przecież biegniemy cały czas jakimiś drogami, które jak dla mnie wyglądają tak samo.

– Właśnie droga. Nie powinno jej tu być? Coś jest nie tak.

– Nie tak, to jest to, że uciekliśmy z tego Silosu, zabijając Rzeźnika.

Ale Mały John już mnie nie słuchał. Podszedł parę kroków i powoli wyciągnął rękę przed siebie, tak jakby chciał sprawdzić czy nie ma przed nim jakiejś niewidzialnej przeszkody.

– Jak oni to zrobili? – wyszeptał do siebie

– Co? Co zrobili?! – zniecierpliwiony ruszyłem do niego i naśladując jego ruch wyciągnąłem szybko przed siebie rękę

– Nieee! – krzyknął Mały John próbując powstrzymać mnie ale było już za późno.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 6

Wydaje mi się, że ten poprzedni wpis wymaga jeszcze rozszerzenia. Te zawody, które opisałem są oczywiście najbardziej ekstremalną wersją Wyścigu Śmierci. Wydaje mi się oczywiste i wszyscy wiedzą, że dzieciaki które trenują do tych zawodów nie są wystawianie na zagrożenie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 5

Wyścig ze śmiercią. Jest to sport, który uprawiam. Może to dość straszna nazwa, która niekoniecznie przyjęłaby się na Ziemi, jednak w pełni oddaje to, czym ten sport jest. Na czym to polega? Tak jak pisałem wcześniej jest czas, w którym

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 4

Różnica. Myślę, że od dzisiaj będzie to mój pseudonim. Może w końcu czas napisać czy się zajmuję. Jestem zawodowym sportowcem i biorę udział w Wyścigu Śmierci. Tak naprawdę to, że jestem zawodowcem jest na wyrost, ponieważ nie brałem jeszcze udziału

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 3

Wykluczenie. To właśnie słowo opisuje moją sytuację, to jak się czuję przez całe życie. Czasami nawet nie wiem kim jestem. Całe moje dzieciństwo starałem się dopasować. W szkole próbowałem wejść do każdej możliwej grupy ale rezultat zawsze był ten sam.

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!