Przebudzenie cz.43

Kiedy się obudziłem stał nade mną Rzeźnik

– Co ty robisz? Co ty do cholery robisz? Kompletnie ci odbiło? – zaczął wrzeszczeć. Nie mogłem mu jeszcze odpowiedzieć, bo mogłem na razie ruszać tylko oczami. Widziałem w nim ogromną frustrację i złość. Przecież czyszczę całe to gówno, ty tłusty wieprzu. Co mi odbiło? Co robię? Przecież to jest nie do wykonania. Sam się tym zajmuj. Chciałem odwrócić głowę i go nie oglądać ale nie mogłem. Ciągle nie mogłem się ruszać.

– Jeszcze raz nie będziesz jadł i spał, to cię wypatroszę jak świniaka! – wrzasnął na mnie i odszedł.

Jadł i spał? Co to znaczy? Przecież tu się nie je ani nie śpi! To ten Rzeźnik jest jakimś wariatem. Jednak im dłużej kręciła mi się ta myśl po głowie, tym bardziej odczuwałem głód i zmęczenie. W końcu mogłem usiąść. Obok siebie zobaczyłem miskę z jedzeniem. Podszedłem bliżej i zobaczyłem kaszę z gulaszem. Pachniało przepysznie. Chwyciłem się za brzuch, który odezwał się głodem. Czym prędzej złapałem za widelec i wszystko zjadłem. Smakowało tak jak pachniało. Przepysznie. Kiedy poczułem ciepło rozchodzące się z okolic brzucha ogarnął mnie sen. Rzeczywiście byłem głodny i zmęczony. Muszę się zdrzemnąć. Jest tak cudownie.

Ze snu obudziło mnie wiercenie w brzuchu. Dawno czegoś takiego nie czułem. Muszę do toalety i to szybko. Rozejrzałem się po pokoju i w rogu zobaczyłem dziurę w podłodze. Czym prędzej do niej podczołgałem się i załatwiłem swoją potrzebę. Wróciłem w drugi kąt i położyłem się. Ból brzucha był okropny.

– W końcu się obudziłeś. Wstawaj, idziemy – nie zauważyłem kiedy wszedł Rzeźnik

– Nie mogę. Nie dam rady – odezwałem się nawet nie patrząc na niego

– Dasz, dasz. Wstawaj, masz robotę do wykonania – ponaglał mnie.

Widząc, że się nie ruszam wyjął elektrycznego pastucha i przyłożył mi go do brzucha. Bolesny zabieg zmusił mnie abym go posłuchał, jednak wcześniej musiałem jak najprędzej pobiec do dziury

– Hehe. Wiedziałem, że to ci pomoże. Zawsze pomaga – szyderczo odezwał się Rzeźnik. – Tam gdzie idziesz będziesz mógł walić kupę gdzie ci się spodoba. Hahaha. Dobra idziemy – elektryczny pastuch zaświtał w jego ręce i wskazał mi drzwi. Nie mając wyboru wstałem i poszedłem. Idąc korytarzem minęliśmy jakąś osobę. Byłem tym tak zaskoczony, że prawie nie uwierzyłem w to co widzę.

– Kto to był? – spytałem się Rzeźnika

– Mały John. Ktoś musiał się zajmować twoją robotą kiedy ty w najlepsze drzemałeś.

Drzemałem. Dobre sobie. Prędzej wracałem do żywych. Kiedyś tak cię załatwię, że …

– Dobra, wchodź i zacznij pracować – złapał mnie i wepchnął do środka. Był bardzo silny. Może jednak załatwienie ciebie będzie wymagało trochę więcej czasu. Drzwi do komnaty zamknęły się z hukiem tuż przed moją twarzą. Zrezygnowany odwróciłem się i nie mogłem w to uwierzyć. Było tu krystalicznie czysto. Wszystko było takie czyste, że nawet w wodzie można było dojrzeć swoje odbicie. Jak Mały John to zrobił? Przecież to niemożliwe. Wskoczyłem do wody, nie do szamba, tylko do wody. Oglądałem się dookoła. Niesamowite, po prostu nie do wiary. Zachwyt skończył się wraz z pojawieniem się pierwszych brudnych śladów na krystalicznej wodzie. Skoro on dał radę to ja na pewno też dam.

Nie dałem. Znowu próbowałem przez trzy cykle doprowadzić to wszystko do ładu ale mi się nie udało. W końcu wycieńczony straciłem świadomość.

Obudziłem się w pokoju porażony elektrycznym pastuchem przez Rzeźnika.

– Mówiłem ci, że masz jeść – warknął Rzeźnik.

– Bez jedzenia daleko nie zajedziesz. Nie myśl o tym po prostu jedz i tyle. – tym razem poczułem w głosie odrobinę … czułości. Nie trwało jednak to długo. Kopnął w moim kierunku miskę z jedzeniem i wyszedł.

Co tu się do diaska dzieje? Nawet po odzyskaniu sprawności postanowiłem jeszcze chwilę poleżeć. Muszę to jakoś rozkminić. Usiadłem i zacząłem jeść. Tym razem nauczony poprzednią lekcją jadłem wolniej. Oczywiście byłem bardzo głodny ale nie chciałem aby dopadł mnie ból brzucha. Próbowałem też ułożyć sobie plan działania po powrocie do Silosa.

Jak tylko skończyłem, otworzyły się drzwi. Rzeźnik nawet nie wszedł do środka. Zobaczyłem tylko jego rękę, wyłaniającą się z ciemnego korytarza, która wskazywała abym się zbierał. Rześko wstałem i ruszyłem do pracy. Sam byłem zaskoczony swoją postawą. Byłem wypoczęty i pełen energii. Idąc korytarzem dostrzegłem jak otwierają się drzwi od Silosa. Zobaczyłem Małego Johna. Tym razem miałem trochę więcej czasu aby mu się przyglądnąć. Rzeczywiście był mały. Mały i chudy. Szedł energicznie ze spuszczoną głową. Nawet jak się mijaliśmy nie podniósł wzroku. Wręcz przeciwnie, odwrócił głowę w przeciwnym kierunku. Przecież powinien być dumny z tego co zrobił? Mógłby nawet przechwalać się, że jest ode mnie lepszy.

Po wejściu do Silosa znowu wpadłem w zachwyt. Było to zupełnie inne miejsce niż to, które zostawiałem, po skończonej pracy. W sumie trudno powiedzieć abym kiedykolwiek ją skończył. Leżenie nieświadomym w rzece gówna, trudno nazwać skończoną pracą. Kim jest ten Mały John. Muszę dowiedzieć się jak on to robi. Nie mogę być od niego gorszy. Pewnie zna jakieś techniki lub wie o czymś, czego ja się jeszcze nie domyśliłem. Nie może to być tak trudne, skoro ten mały chuderlawy gnojek to robi.

Znowu nie miałem racji. Było to nie do wykonania. W sumie udało mi się przetrwać tym razem cztery cykle ale nie zbliżyłem się nawet na chwilę do momentu w którym mógłbym odpocząć, nie mówiąc już nawet o doprowadzeniu wody … do bycia wodą.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 14

W końcu pojawiła się jakaś iskierka nadziei. Będąc na stołówce, z braku wolnego miejsca, przysiadłem się do jakiegoś kolesia. Trochę nie pasował do tego miejsca, bo był za dobrze ubrany. Kątem oka spostrzegłem na markę jego ciuchów i się okazało,

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 13

Beznadziejność sytuacji, w której obecnie się znalazłem mnie przytłacza. Nie jestem w stanie nic zrobić. Tak jakby wszystko to, co dzieje się w moim życiu nie zależało ode mnie. Bo jak mam zaakceptować fakt, że podczas zawodów po prostu odpłynąłem.

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 12

Darmowe posiłki. Okazało się, że jest to dość górnolotna nazwa tego co się dostaje. Proteinowa papka, a do popicia izotonik. Uzupełnienie tylko najbardziej potrzebnych składników odżywczych. Już wiem, czemu tak niewielu keplerian korzysta z pomocy państwa. Ale z drugiej strony

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 11

Szukanie pracy, po tym jak się całe życie tylko biegało nie jest łatwe. Może powinienem wrócić do nauki, skończyć jakąś szkołę i mieć lepszy start. Tylko, że szkoła też kosztuje, a ja raczej nie dostanę stypendium naukowego, bo jedyne co

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!