Przebudzenie cz.33

Z transu wybudziło mnie zwierzę. Lizało mnie po twarzy. Początkowo ledwo ogarniałem co się ze mną dzieje, więc tylko nieznacznie machałem rękami aby odgonić przybysza. W momencie jak spostrzegłem co to jest, zamarłem. Był to gigantyczny wilczur. Trzy razy większy ode mnie. Bez trudu mógłby odgryźć moją głowę. Sparaliżowany przez strach, wpatrywałem się w jego kły, bo tylko je  mogłem zobaczyć między kolejnymi pociągnięciami gigantycznego języka. Chce mnie zjeść. Na pewno chce mnie zjeść! Bałem się ruszyć. Jak do tej pory tylko mnie lizał jednak nie wiedziałem co by zrobił jakbym się poruszył. To, że się ocknąłem, nie zrobiło na nim większego wrażenia. Po tym jak oblizał mi całą głowę zabrał się za resztę ciała. Nie pominął żadnego miejsca. Po tym jak skończył usiadł wpatrując się we mnie. Nic nie robił. Po prostu patrzył. Widząc, że nadal nie reaguje położył się koło mnie. Czego ode mnie chce? Skąd przyszedł? Rozejrzałem się ale w zasięgu wzroku była jedynie pustynia. Nic nowego się nie pojawiło. Ponownie spojrzałem na Wilczura. Leżał spokojnie z głową odwróconą w drugą stronę. Postanowiłem oddalić się. Powoli, nie podnosząc się za bardzo, zacząłem się cofać. Cały czas patrzyłem z przerażeniem w stronę zwierza. Jak na razie idzie dobrze. Moje wycofywanie nie robiło na nim wrażenia. Kiedy wydawało mi się, że jestem  w bezpiecznej odległości Wilczur spojrzał na mnie, podniósł się i powoli ruszył w moją stronę. Znowu zamarłem. Już nie żyję. Teraz to na pewno mnie zje. Zwierz podszedł i położył się koło mnie. Chwilę patrzył na mnie a następnie odwrócił głowę.  Przez długi czas nie mogłem się poruszyć. Ciało było sparaliżowane. Cały czas obserwowałem bestię by w razie ataku być gotowym do obrony. I niby co bym wtedy zrobił? Przecież nie mogę konfrontować się z dzikim zwierzem, trzy razy większym ode mnie. Nie umiałem się uspokoić i nawet nie wiem czy bardziej czekałem aż sobie pójdzie czy zaatakuje. Wiedziałem, że coś musi się wydarzyć i dlatego wciąż obserwowałem. Moje ciało napięte do granic możliwości, słabło. Czułem, jak tracę siły. Mimo to nie umiałem odpuścić i cały czas w napięciu czekałem.

Ponownie ocknąłem się lizany przez bestię. Tym razem szybko doszedłem do siebie i od razu odsunąłem się wykonując gwałtowny skok do tyłu. Dopiero jak go zrobiłem pomyślałem, że może był zbyt gwałtowny. Teraz to na pewno mnie zje. Za szybko odskoczyłem. Za szybko! Nic się nie działo. Zwierz chwilę popatrzył na mnie i znowu się położył z głową odwróconą w przeciwną stronę. Czemu ja się w ogóle boje tego wilczura? Skąd wiem, że jest to zagrożenie? Bo po prostu wiem. Jest to instynkt. Tylko skoro jestem w Zaświatach pierwszy raz, to skąd mogę wiedzieć co jest bezpieczne, a co nie? Czy to, co było w poprzednim życiu, będzie także sprawdzało się tutaj? Czy ta cała wiedza, która jest zgromadzona w mojej głowie, ma w ogóle tutaj jakiekolwiek zastosowanie? No raczej. Przecież do tej pory mnie nie zawiodła. Poza tym, lepiej żyć w strachu, niż nie żyć wcale. Przecież mnich mówił, że ja nie żyję. Co to w ogóle znaczy? Spojrzałem na bestię jeszcze raz. Leży spokojnie, nie zjadła mnie, nie zaatakowała. Na zdrowy rozsądek nic mi nie grozi. Jak by chciała mnie zjeść, to by już dawno zjadła. Chyba, że jest teraz najedzona, a mnie trzyma na później. Ale mogła mnie już dawno zabić. Albo chce abym był nadal świeży. Może po prostu wstanę i sobie pójdę. A może po prostu położę sobie łeb pod topór.

Kolejne chwile wpatrywania się w bestię nic nie dały, więc postanowiłem działać. Powoli wstałem, odwróciłem się plecami do zwierza i ruszyłem przed siebie. Szedłem najspokojniej jak umiałem. Czemu ja to zrobiłem? Czemu odwróciłem się tymi cholernymi plecami do tej bestii? Nie widzę gdzie teraz jest, co robi. Co mnie podkusiło aby iść plecami do niej? Jak już chciałem iść to przecież mogłem ją chociaż obserwować. Poczułem coś na karku. To na pewno jej oddech. Przyszła mnie zjeść. Jest wściekła, że poszedłem i na pewno teraz mnie zabije. Na pewno zginę. Odruchowo chciałem zamknąć oczy ale mi się to nie udało. Przeklęte Zaświaty. Znowu sparaliżował mnie strach. Bałem się iść, bałem się odwrócić, bałem się nawet stać. Przez głowę przeszły mi dziesiątki myśli na temat tego jak mogę stracić teraz życie. Każda kolejna była makabryczniejsza od poprzedniej. Z każdą kolejną strach się wzmagał. Muszę coś zrobić. Inaczej zginę. Jednak wszystkie opcje, które przychodziły mi do głowy, kończyły się moją śmiercią. Z tego wszystkiego to czekanie na śmierć było najgorsze. Już dłużej tego nie wytrzymam. Już dłużej nie dam rady. Zaczęło brakować mi tlenu. Zacząłem głęboko oddychać. Zacząłem uciekać. Stało się to bez mojej świadomości. Nie wiedzieć czemu zacząłem po prostu biec. Biegłem nie oglądając się za siebie bo nie miałem na tyle odwagi aby spojrzeć, co jest za mną. Co ja robię? Co ja robię? Przecież to jeszcze bardziej, rozwścieczy tego Wilczura. Chciałem uciec jak najdalej. Szybciej, szybciej! Oddychałem jak szalony, ledwo łapałem oddech. Płuca zaczęły mnie piec. Czułem jak zwalniam, jak nie daję rady. Przeszedłem do marszu. Nie chciałem się zatrzymywać ale nie miałem już sił. Ostatnią myśl jaką miałem przed utratą świadomości było to, że przecież w Zaświatach nie trzeba wcale oddychać aby biec.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 14

W końcu pojawiła się jakaś iskierka nadziei. Będąc na stołówce, z braku wolnego miejsca, przysiadłem się do jakiegoś kolesia. Trochę nie pasował do tego miejsca, bo był za dobrze ubrany. Kątem oka spostrzegłem na markę jego ciuchów i się okazało,

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 13

Beznadziejność sytuacji, w której obecnie się znalazłem mnie przytłacza. Nie jestem w stanie nic zrobić. Tak jakby wszystko to, co dzieje się w moim życiu nie zależało ode mnie. Bo jak mam zaakceptować fakt, że podczas zawodów po prostu odpłynąłem.

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 12

Darmowe posiłki. Okazało się, że jest to dość górnolotna nazwa tego co się dostaje. Proteinowa papka, a do popicia izotonik. Uzupełnienie tylko najbardziej potrzebnych składników odżywczych. Już wiem, czemu tak niewielu keplerian korzysta z pomocy państwa. Ale z drugiej strony

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 11

Szukanie pracy, po tym jak się całe życie tylko biegało nie jest łatwe. Może powinienem wrócić do nauki, skończyć jakąś szkołę i mieć lepszy start. Tylko, że szkoła też kosztuje, a ja raczej nie dostanę stypendium naukowego, bo jedyne co

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!