Przebudzenie cz. 31

Pierwszy raz odkąd znalazłem się w Zaświatach byłem oślepiony. Do tej pory, jak gdzieś wchodziłem lub wychodziłem, było zawsze podobnie. Oczywiście raz trochę ciemniej raz jaśniej ale nie tak abym nic nie widział. Teraz jak wybiegłem z Jaskini nic nie widziałem nic i tyle samo mogłem zrobić aby coś z tym zrobić. Nie mogłem zmrużyć oczu ani ich przymknąć. W sumie to czułem jak powieki się zamykają ale nie zmieniało to sposobu w jaki widzę. Próbowałem przysłonić oczy ręką ale to też było na nic, ponieważ nie było konkretnego źródła światła, przed którym miałbym się osłonić. Całe niebo świeciło niewyobrażalnie jasno. Nie pozostawało mi nic innego, jak schylić głowę i patrzeć w dół pod nogi. Przynosiło to odrobinę ulgi i jedynie dzięki temu mogłem się poruszać. Było też przeraźliwie głośno. Odgłosy przypominały wyładowania elektryczne oraz uderzania piorunów o ziemię.

Ziemia. Wspomnienie Ziemi przesłoniło mi wszystko co teraz widziałem. Wszelkie odgłosy walki oddaliły się i były ledwo słyszalne. Obraz kuli ziemskiej wirował mi przed oczami. Na początku była daleko i mogłem zobaczyć jedynie niebieskie i zielone plamy. Z czasem dostrzegłem zarys kontynentów, białych śnieżnych szczytów i kolorowych jesiennych lasów. W miarę zbliżania się zobaczyłem zwierzęta. Ogromne słonie, wesoło skaczące małpy, pływające delfiny. W końcu dostrzegłem też i ludzi. Uśmiechnięte dzieci, zakochane pary. Wszystko to co wydawało się na ziemi najpiękniejsze. Jednak po chwili sielskie obrazy zaczęły szybko znikać. W miejsce zakochanych par pojawiły się kłócące. W miejsce uśmiechniętych dzieci, płaczące. Zwierzęta nie spacerowały ze sobą tylko walczyły. Na oceanach pojawiły się czarny plamy oleju a lasy płonęły. Ze wspomnień wybudził mnie ogromny grzyb po wybuchu atomowym. Jego wizja zlała się z przerażającym dźwiękiem w obecnej rzeczywistości.

Nagle oślepiające światło przygasło. Znów mogłem widzieć. Odwróciłem się i zobaczyłem jak Jaskinia … umiera. Nie mogłem znaleźć innej nazwy na to co widziałem. Teraz, jak spoglądałem na nią z odpowiedniej perspektywy zrozumiałem, że jest to żywy organizm. Że był to żywy organizm, który zaczął znikać jakby uchodziło z niego powietrze. Zaczął tracić formę. Cała „jaskiniowa” konstrukcja zapadła się w sobie. Ogromny stojący stwór legł w gruzach wydając przy tym przeraźliwy dźwięk. Wiedziałem, że zasłonięcie uszu i tak nie pomoże ale mimo wszystko zrobiłem to odruchowo. W krótkiej chwili Jaskinia straciła dwie trzecie swojej poprzedniej wielkości, a na ziemi pozostała jedynie niekształtna masa. Niesamowite. Spojrzałem w górę aby zobaczyć kto jest odpowiedzialny za to wszystko. Skrzydlaci. Przynajmniej tak ich nazwała Doktor, latali po całym niebie. Z tak daleka nie widziałem dokładnie jak wyglądają ale to co przykuwało całą uwagę to ich ogromne skrzydła, od których wzięli swoją nazwę. Nie wiem czy wyrastały z ich pleców czy może nosili jakiś pancerz, do którego były zamontowane, ale sam ich widok wzbudzał przerażenie i szacunek.  Były zarówno piękne i straszne. Dobrze, że to nie na mnie się uwzięli. Przez chwilę jeszcze unosili się nad „zabitą” Jaskinią po czym odlecieli. W ogóle nie interesowali się nami. Nami, czyli wszystkimi, którzy zdążyli wydostać się z umierającej Jaskini. Trudno jest uwierzyć, że Jaskinia nie była zwykłą skałą tylko żywą istotą. I w ogóle jak to było możliwe aby Doktor i jej ludzie mogli sterować czymś tak potężnym? No i kim są ci Skrzydlaci? Czemu właściwie zabili Jaskinię? Czemu w ogóle nie interesowali się nami? Nie widziałem też, aby brali lub zabijali kogokolwiek z obsługi Jaskini. Spojrzałem przed siebie w kierunku zapadniętej skały. Nieruchome ciała ułożone były w kształcie okręgów rozchodzących się od centralnego punktu. Gdzieniegdzie tylko widziałem poruszające się osoby. Niektóre uciekały, niektóre chodziły otumanione bez żadnego celu. W porównaniu do leżących ciał było ich niewielu. Ruszyłem w kierunku Jaskini, a w zasadzie tego co z Niej pozostało. Teraz to był po prostu monolit, skała pośrodku niczego. Totalnie absurdalny widok. Pośrodku ogromnej pustki stoi jakiś gigantyczny twór, do którego nie prowadzą żadne drogi. W zasięgu wzroku nic nie widać. Jak ktokolwiek znajduje te miejsca? Czy chodzi o to aby je ukryć, czy po prostu wszystko tutaj tak będzie – pośrodku niczego. Pozyskiwacze, kopalnia, Jaskinia. Wszystko to było nigdzie. Gdzie jestem? Czy naprawdę jestem martwy? Zupełnie nie czuję się martwy. Wydaje mi się, że dzieje się tu znaczniej więcej niż za „życia”, czymkolwiek ono było, jest.

Ciągle niewiele pamiętam. Doprowadza mnie to do szału, że mimo braku pamięci, jest jakiś punkt odniesienia, do którego porównuję to wszystko co się tutaj dzieje. To, że kobietę w białym fartuchu nazywam Doktor, nie pamiętając tak naprawdę czym doktor się zajmuje. To, że wszystkich tutaj nazywam ludźmi. To, że oczekuje na niebie słońca. Słońca, które będzie mnie oślepiało. Może dobrze, że jest tak mało czasu aby to wszystko analizować. Idąc cały czas w stronę Jaskini trudno było nie potknąć się o ciało. Czy oni na pewno nie są martwi? Gdybym nie spotkał wcześniej Mnicha, który mi o tym opowiedział, to pewnie wpadłbym teraz w panikę. Mnich. Ciekawe co się z nim stało. Czy jeszcze żyje? Najważniejsze, że ja żyję.

Doszedłem do Jaskini. W sumie powinienem powiedzieć do skały. Niesamowite jak mała teraz była. Nie był to oczywiście „kamyk” ale i tak w porównaniu z tym jak się prezentowała wcześniej, teraz wyglądała „skromnie”. Te wszystkie tunele, pomieszczenia, cała przestrzeń wewnątrz po prostu zniknęła i została tylko skała. Wyciągnąłem rękę aby ją dotknąć i pożegnać się

– Co ty?! Zwariowałeś?! – usłyszałem czyjś krzyk. Cofnąłem rękę i się odwróciłem. Stała przede mną kobieta średniego wzrostu. Na jej twarzy widać było ogromne zmęczenie

– Jak ją dotkniesz to potem pójdziesz spać. I to na całkiem długo. Chociaż to i tak nie będzie miało dla ciebie znaczenia bo będziesz wtedy nieświadomy. Niektórzy to nawet lubią ten stan. Może ty też jesteś jednym z Urwanych? Za często i za dużo mieszam się w innych życie. Zatem, nie przeszkadzaj sobie. Rób co chcesz i jak chcesz – szybko skończyła i się odwróciła. Chciała odejść ale nie miała za dużo energii. Widać było, że nie była przyzwyczajona do takiego powolnego funkcjonowania.

– Kim jesteś? – zapytałem

– Kim jestem teraz? Czy kim byłam zanim tu trafiłam? W sumie to i tak nie ma znaczenia. To, co było to było, a to co jest i tak będzie niezależnie od tego co sobie postanowię. – niezrozumiale wytłumaczyła

– Dokąd idziesz? – próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej

– To i tak nie ma znaczenia dokąd idę, bo tam gdzie bym chciała iść i tak nie dojdę, a przed tym co ma mnie spotkać i tak nie ucieknę. Dlatego idę przed siebie

Że co? O co jej chodzi? Nie może po prostu normalnie odpowiedzieć?

– Co tu się właściwie wydarzyło? Czemu mam nie dotykać Jaskini? Co to było za miejsce? Kim byli ci Skrzydlaci? Dokąd teraz mam iść? – wyrzuciłem z siebie tylko garść pytań, które krążyły mi po głowie. Potrzebowałem usłyszeć jakiejś odpowiedzi. Pragnąłem aby ktoś w końcu wyjaśnił mi to miejsce. Zaświaty. Chciałem aby w końcu ktoś wskazał mi jakieś bezpieczne miejsce.

– To była tylko mała zawierucha. Jedna z wielu, jakie mają tutaj miejsce. Gdziekolwiek się nie udasz  będzie zawsze to samo. Cały czas nieustająca walka. Wykorzystywanie słabszych, walka o Energię, o zasoby, którymi jesteśmy my. Tak naprawdę jestem już tym zmęczona. Na razie mam dość tego wszystkiego i może jednak udanie się w nieświadomość to nie jest taki głupi pomysł. Przynajmniej na chwilę będę miała spokój. – odwróciła się w stronę zawalonej Jaskini i pomału ruszyła w jej kierunku

– Czekaj co ty robisz? Przecież mówiłaś aby Jej nie dotykać. – zaskoczony obrotem sytuacji chwyciłem ją za ramię aby ją zatrzymać. Jak tylko ją dotknąłem jej druga ręka chwyciła moją i wykręciła. Poczułem jak całe ciało przenika lodowata energia, która zamraża nawet najmniejsze komórki mojego ciała. Poczułem jego kruchość i ogromy strach przed tym abym nie rozpadł się na drobne kawałki. Nieznajoma, trzymając mnie tylko jedną ręką, uniosła mnie w górę, tak jakbym nic nie ważył i z ogromną siłą rzuciła na ziemię. Teraz strach, zamienił się w rzeczywistość. Czułem jak cały organizm rozpada się na milion drobnych kawałków, z których każdy przenikał ogromny ból, który dopiero po chwili złączył się w jeden. Mój umysł wydał z siebie przeraźliwy krzyk, jednak z moich ust wydobyło się ledwo słyszalne westchnienie.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 18

Zanim zdążyłem to przemyśleć jadę już na spotkanie. Mimo tych wszystkich wcześniej obaw nie jestem w stanie oprzeć się pokusie spróbowania swoich sił w tym, niekoniecznie legalnym przedsięwzięciu. Niekoniecznie? Nie będę się oszukiwał, na pewno nielegalnym. Ale skoro to mnie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 17

Siedzę teraz w mojej kajucie i nie mogę spać. Już prawie kolejny dzień, a ja całą noc nie zmrużyłem oka. Od kiedy tylko usłyszałem, że znowu będę się ściągał mój umysł i ciało dostały takiego zastrzyku energii jak nigdy. Czuję

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 16

– I niby jak mam to zrobić? Co mogę zrobić aby być w stanie korzystać z tego wszystkiego? – obróciłem się wskazując na to co mnie otaczało – Otóż masz pewne umiejętności, które można w odpowiedni sposób wykorzystać. Mogę się

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 15

Food Heaven to najlepsza restauracja w Galactopolis 5, w którym obecnie żyję. Jest to dobry moment aby napisać co nieco o jedzeniu, tylko musicie wiedzieć, że w tej dziedzinie nie jestem ekspertem, ponieważ całe swoje życie żywię się syntetycznym jedzeniem,

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!