Przebudzenie cz.30

Jak tylko przekroczyłem próg pokoju straciłem całkowicie siły i prawie zemdlałem. Aby uchronić się prze upadkiem oparłem się o ścianę i jak tyko to zrobiłem poczułem się dużo lepiej. Czułem jak energia z powrotem napływa do mojego ciała. Dziwne, przecież cały czas jestem połączony z Jaskinią przez nogi? Spojrzałem w dół i zrozumiałem skąd to nagłe osłabienie. Nie miałem już bezpośredniego kontaktu z Jaskinią, ponieważ podłoże wyłożone było jakimś izolującym materiałem. Był to swego rodzaju chodnik. Ciekawe czemu to zrobili? Nie miałem czasu aby się nad tym zastanawiać. Przylgnąłem całą powierzchnią ciała do ściany aby szybciej odzyskać zdrowie. Przypomniało mi się Źródełko do którego wskakiwałem aby się regenerować. Przyjemność z powracającej energii całkowicie rekompensowała dyskomfort zimna, który czułem. Ważne, że jestem znowu mocny. Mocny i wkurzony na to, co się stało w pomieszczeniu. Przez Doktor i całe to zajście omal nie zemdlałem. Straciłem na to zdecydowanie za dużo czasu.

Nie wiedziałem, w którą stronę mam się udać. Korytarzy było zdecydowanie za dużo aby iść na oślep. Wstrząsy nie ustępowały i przy kolejnym musiałem przytrzymać się ściany aby nie upaść. Dużo trudniej było utrzymać równowagę, kiedy Jaskinia nie przytrzymywała moich stóp. Dobrze, że przynajmniej ściana daje oparcie. I właśnie kiedy z wdzięcznością pomyślałem o Jaskini zobaczyłem na niej strzałki. Identyczne do tych, które wcześniej wskazywały mi drogę. Teraz były dużo słabsze ale jednak widoczne. Ponownie położyłem rękę na ścianie i podziękowałem Jaskini za to, że mnie prowadzi. Kierunkowskazy rozbłysnęły żywszym kolorem. Bez trudu mogłem za nimi podążać. Za każdym razem kiedy były już ledwo widoczne dotykałem Jaskini i byłem jej wdzięczny. Ona odpowiadała mi przepływem energii oraz wskazywała dokąd mam się udać. Nie miałem wątpliwości, że kieruje mnie na zewnątrz. Po prostu to wiedziałem.

Zdziwiony byłem jak duże jest Centrum Dowodzenia Jaskinią. Bardzo długo błądziłem w labiryncie korytarzy. Przyszedł mi na myśl Mnich, który podobnie jak teraz Jaskinia, prowadził mnie. Początkowo poruszałem się ostrożnie w obawie przed kolejnymi strażnikami ale kiedy nikogo nie spotkałem zacząłem biec. Gdzie się wszyscy podziali? W końcu udało mi się wybiec z Centrum Dowodzenia i poruszanie po podłodze bez izolacji, był dużo łatwiejsze

W końcu zaczęły pojawiać się inne osoby. Podobnie jak ja kierowały się w stronę wyjścia. Wszyscy biegli, gorączkowo rozglądając się dookoła. Każdy miał jeden cel. Uciec jak najdalej. Wstrząsy nasilały się, a Jaskinia już nie przytrzymywała moich nóg. Już ci nie jestem potrzebny więc mi nie pomagasz? Jak chcesz. Sam sobie dam radę. Podczas kolejnych wstrząsów, utrzymanie się na nogach było wyzwaniem. Zapewne to było powodem, że tylko nieliczni jeszcze biegli lub nawet maszerowali. Rozejrzałem się dookoła. Większość po prostu leżała pod ścianami, z przyłożoną jedną ręką do Jaskini. Pewnie próbowali naładować się energią Jaskini. Ale Ona nikomu nie użycza już swojej energii. Wypompowani energetycznie ludzie wyglądali na martwych.

Co się z nimi stanie? Co się stanie z Jaskinią? Zawali się, wybuchnie, czy po prostu umrze. Kogo to obchodzi? A jak to się stanie to co z tymi, którzy zostali w środku? Na pewno nie zamierzam tego sprawdzać. Czy mam im pomóc? Nie. Muszę ratować siebie. Teraz każdy może liczyć tylko na siebie. Ciekawe co zrobiłby Mnich w tej sytuacji? Skąd w ogóle ta myśl o Mnichu? Muszę uciekać. Mnich! Chyba widziałem Mnicha. Zatrzymałem się. Czy aby na pewno? Powinienem uciekać. Jaskinia zaraz zginie a ja wraz z nią. Czy tam na pewno był Mnich? Tylko gdzie? Powinienem go zostawić i uciekać. A co jeżeli tylko go sobie wyobraziłem? Mogę wtedy umrzeć. Czy mam go szukać? Nie. Muszę spróbować go odnaleźć. On na pewno by mi pomógł. Odwróciłem się i zacząłem powoli wracać, patrząc na leżące pod ścianą istoty. Było ich bardzo dużo. Co z nimi będzie? Muszę skupić się na szukaniu. Nie mogę ich wszystkich ocalić. Niektórzy mieli schowane twarze tak, że nie mogłem ich dostrzec, ale tylko raz spróbowałem odwrócić taką osobę i od razu poczułem osłabienie. W momencie kiedy mnie dotknęła, czułem jak zabiera mi energię. Zrobiło mi się ciemniej przed oczami i ledwo ustałem na nogach. Natomiast osoba ta nagle dostała zastrzyku energii. Wstała i zaczęła biec ku wyjściu. Jej ucieczka nie trwała jednak długo. Energii wystarczyło jej tylko na chwilę, po czym znowu padła i podczołgała się do ściany w poszukiwaniu schronienia. Jak tylko tam dotarła ściana ją wchłonęła i po chwili „wypluła” z powrotem. Co jest grane? Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem jak coraz więcej ludzi jest „wypluwana” ze ścian. To dlatego wszyscy leżą pod ścianami. To nie oni czerpią energię z Jaskini, tylko to Jaskinia wchłania ich i czerpie z nich. Wykorzystuje ich, a następnie, po prostu wydala na zewnątrz? Ale, jeżeli to prawda, to Jaskinia potrzebował mnie tylko do tego, abym uwolnił ją z więzów by mogła swobodnie czerpać energię z tych wszystkich ludzi, którzy byli tu więzieni. Potrzebowała energii do obrony, do życia? Albo dlatego, że to jakiś gigantyczny robal, który po prostu chce wszystkich zjeść.  A ja jej w tym pomogłem. To przeze mnie ci wszyscy ludzie tu leżą. Co ja narobiłem? Wstałem i zacząłem rozglądać się dookoła. Byłem oszołomiony. W głowie mi się kręciło. Muszę stąd uciekać. To naprawdę wszystko przeze mnie? Co z nimi się stanie? Teraz to nieważne. Muszę się stąd wydostać albo skończę jak oni. A ja nie mogę tak skończyć. Muszę się ratować! Chwiejnym krokiem ruszyłem do wyjścia. Muszę biec. Nie mam czasu. Muszę biec. Mnich. Jest. To na pewno Mnich. Mój umysł błyskawicznie otrzeźwiał.

– Mnich? To ty? – krzyknąłem, pochylając się nad nim. – Wstawaj musimy uciekać – niespodziewanie poczułem przypływ energii. Chęć uratowania Mnicha dodała mi sił.

– No dalej! Wstawaj! – spróbowałem go podnieś. W tym samym momencie poczułem jak ucieka ze mnie życiodajna energia. Odruchowo odrzuciłem go. Nie mogę stracić więcej energii. Jednak ta krótka chwila kontaktu wystarczyła aby w oczach Mnicha ujrzeć dawny blask. Próbował wstać ale przez to, że miał za mało sił musiał podeprzeć się o ścianę. Niestety jego ręka nie odnalazła solidnego podparcia, tylko zanurzyła się do środka. Ściana powoli zaczęła go wchłaniać. Stałem osłupiały nic nie robiąc. Nie mogę nic zrobić. Już po nim. Jego ręka zniknęła w połowie, po czym Jaskinia go wyrzuciła. Miał w sobie za mało energii więc Jaskinia go nie potrzebowała. Mnich, znowu nieprzytomny, leżał pod moimi nogami. Nie dam rady go zabrać. Muszę uciekać. Ale przecież on by mi pomógł. Wyciągnąłem do niego rękę ale szybko ją cofnąłem. Muszę uciekać. Muszę ratować siebie! Przecież sam mówił, że tutaj nikt nie zginie więc na pewno nie umrze, a ja nie chcę się przekonać, co się stanie, jak ta Jaskinia umrze. Odwróciłem się i szybko wybiegłem. Po drodze już na nikogo nie patrzyłem. Na nikogo nie zwracałem uwagi. Każdy musi radzić sobie sam.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 6

Wydaje mi się, że ten poprzedni wpis wymaga jeszcze rozszerzenia. Te zawody, które opisałem są oczywiście najbardziej ekstremalną wersją Wyścigu Śmierci. Wydaje mi się oczywiste i wszyscy wiedzą, że dzieciaki które trenują do tych zawodów nie są wystawianie na zagrożenie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 5

Wyścig ze śmiercią. Jest to sport, który uprawiam. Może to dość straszna nazwa, która niekoniecznie przyjęłaby się na Ziemi, jednak w pełni oddaje to, czym ten sport jest. Na czym to polega? Tak jak pisałem wcześniej jest czas, w którym

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 4

Różnica. Myślę, że od dzisiaj będzie to mój pseudonim. Może w końcu czas napisać czy się zajmuję. Jestem zawodowym sportowcem i biorę udział w Wyścigu Śmierci. Tak naprawdę to, że jestem zawodowcem jest na wyrost, ponieważ nie brałem jeszcze udziału

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 3

Wykluczenie. To właśnie słowo opisuje moją sytuację, to jak się czuję przez całe życie. Czasami nawet nie wiem kim jestem. Całe moje dzieciństwo starałem się dopasować. W szkole próbowałem wejść do każdej możliwej grupy ale rezultat zawsze był ten sam.

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!