Przebudzenie cz.27

Obudziłem się w kajucie. Leżałem na podłodze. Nie mogłem się ruszać. Ręce, nogi i szyję miałem owinięte sznurem, który był przytwierdzony do podłogi. Poczułem wstrząs. Cała jaskinia zatrząsła się. Nagle „sznur”, którym byłem przytwierdzony, zaczął sam się odplątywać i znikać w podłodze. Jak tylko uwolniłem jedną rękę, szybko złapałem chowający się sznur.  Siłowałem się z nim. To żyje! Puściłem go. Spojrzałem na podłogę. W miejscu, w którym zniknął nie było żadnego śladu. Co jest? Podszedłem do ściany. Przyłożyłem rękę. Ściana delikatnie się cofnęła. Wzdrygnęła się? Tak jakby nie chciała być dotknięta. Położyłem delikatnie dłoń. Po chwili poczułem jej ciepło. Ona żyje. To nie jest jaskinia tylko żywy organizm. Ponowny wstrząs. Ściana znowu zrobiła się zimna. Jeszcze jeden wstrząs. Tym razem był na tyle silny, że upadłem. Co się dzieje? Siedziałem na podłodze. Wstrząsy się nasilały. Wstałem i podszedłem do ściany w miejscu, w którym wcześniej były drzwi. Próbowałem przez nią przejść ale nie mogłem. Była twarda, była litą skałą. Kolejne wstrząsy. Coraz silniejsze. Znów podszedłem do ściany. Tym razem położyłem na niej delikatnie ręce.

– Przepuść mnie. Proszę. Pozwól mi stąd wyjść. – zacząłem do niej mówić– Nic ci nie zrobię. Chcę tylko się stąd wydostać. – ściana robiła się coraz cieplejsza i miększa. Po chwili mogłem się przez nią przecisnąć i stanąłem po drugiej stronie kajuty.

– Co teraz? Gdzie teraz mam iść? – zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia. Kątem oka dostrzegłem znaki na ziemi. Nie były tak wyraźne jak te wcześniejsze ale na tyle widoczne, że mogłem za nimi podążać. Nie miałem innego planu więc postanowiłem iść zgodnie ze wskazówkami.

Droga, którą wyznaczała mi Jaskinia ciągle się zmieniała. Za pierwszym razem, jak tutaj wszedłem to trakt był stabilny z góry określonym celem. Teraz znaki czasami się urywały i zawracały. Innym razem dochodziłem do ściany, przez którą nie mogłem przejść. Raz nawet byłem w środku przejścia przez ścianę i zostałem wypchnięty z powrotem. Wyglądało to tak, jakby Jaskinia zastanawiała się gdzie mnie doprowadzić. A może wiedziała gdzie mnie doprowadzić, tylko szukała najlepszej drogi do celu? Mimo tych wszystkich utrudnień wiedziałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie podążać za ścieżką wyznaczoną przez Jaskinię.

W końcu dotarłem do miejsca, do którego miałem trafić. Kiedy byłem w trakcie przechodzenia przez kolejną ze ścian zauważyłem przed sobą wielkie pomieszczenie. Był to pierwszy raz kiedy, będąc w środku ściany, cokolwiek widziałem. Do tej pory, będąc w trakcie przechodzenia, widziałem jedynie ciemność. Tym razem ściana zrobiła się lekko przezroczysta ale jej konsystencja uległa zmianie. Za każdym razem kiedy próbowałem wydostać się, ściana robiła się ciemna i nie do przejścia. Utknąłem w środku Uspokoiłem się i postanowiłem zobaczyć co dalej będzie się działo. Wstrząsy w całej jaskinie nie ustępowały. Nie były już takie przerażające jak na początku ale wciąż nie można było ich zignorować. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że za każdym razem jak czułem wstrząs, moje nogi były „przytrzymywane” przez podłogę. Byłem chroniony przed upadkiem i była to zasługa Jaskini. Czemu przyprowadziła mnie aż tutaj? Czemu nie wyprowadziła mnie na zewnątrz? Nieoczekiwanie z zamyślenia wybudziła mnie osoba. Stała przede mną i wpatrywała się we mnie. Przez to całe rozmyślanie nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła. Stała i wpatrywała się we mnie z otwartymi oczami. Była zaskoczona tym co widzi. Przez długi czas nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Ja też milczałem. Nie przyszło mi do głowy nic co mógłbym powiedzieć. W końcu dostrzegłem w jej oczach zdecydowanie. Tak jakby w końcu przyszedł jej do głowy jakiś pomysł, którego długo szukała. Otworzyła usta i zaczęła mówić. Co? Czemu nic nie słyszę?. Ona nie mówi do mnie. Jestem bezpieczny. Ona mnie nie widzi. Wpatrywała się we mnie ale mnie nie widziała. Jak to możliwe? No tak! Przecież ja jestem w ścianie. Musiała wpatrywać się w to co na niej wisi. Pewnie były tam jakieś monitory albo wykresy. Jakimś sposobem Jaskinia zrobiła ze ściany lustro weneckie. Tylko po co? Co miałem zobaczyć?

Osoba po drugiej stronie odwróciła się i zaczęła tłumaczyć coś pozostałym. W sumie było ich siedmioro. Każdy z nich był inaczej ubrany. Wyglądali jak jakiś sztab generalny, który próbuje coś ustalić. Za każdym razem, kiedy pojawiał się wstrząs, przytrzymywali się wielkiego okrągłego stołu, który stał po środku. Ja odczuwałem jednie lekkie drgania. Przecież nie mogłem się wywrócić będąc wewnątrz ściany. Osoba, która wpatrywała się we mnie, pokazała palcem na ścianę, po czym wszyscy obecni zwrócili się w moją stronę. Mimo tego, że wiedziałem już, że mnie nie widzą, czułem niepokój. Następnie wszyscy zwrócili się w stronę stołu, na którym zaczęli coś pisać. Sytuacja powtórzyła się kilka razy zanim wszyscy skierowali się do wyjścia.

Została tylko Doktor. Tak ją nazwałem, bo po prostu tak wyglądała. Miała biały, długi fartuch, okulary i spięte włosy. Poczekała aż wszyscy wyjdą, a sama udała się w przeciwną stronę. Otworzyła drzwi i zniknęła w drugim pokoju. Muszę się tam dostać. Tylko jak? Spróbowałem wyjść ze ściany do pokoju ale mi się nie udało. Nagle poczułem, że ściana wokół mnie zmienia gęstość, a ja nic nie robiąc, zacząłem przemieszczać się w miejsce, które było rzadsze. Po krótkim czasie zorientowałem się , że znajduję się w ścianie drugiego pomieszczania. Nim zdążyłem rozejrzeć się po pokoju, ściana wypluła mnie na zewnątrz. Leżałem na środku pokoju nie mogąc się ruszać. Długie przebywanie w ścianie oraz gwałtowna zmiana otoczenia sprawiły, że nie miałem kontroli nad ciałem.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 18

Zanim zdążyłem to przemyśleć jadę już na spotkanie. Mimo tych wszystkich wcześniej obaw nie jestem w stanie oprzeć się pokusie spróbowania swoich sił w tym, niekoniecznie legalnym przedsięwzięciu. Niekoniecznie? Nie będę się oszukiwał, na pewno nielegalnym. Ale skoro to mnie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 17

Siedzę teraz w mojej kajucie i nie mogę spać. Już prawie kolejny dzień, a ja całą noc nie zmrużyłem oka. Od kiedy tylko usłyszałem, że znowu będę się ściągał mój umysł i ciało dostały takiego zastrzyku energii jak nigdy. Czuję

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 16

– I niby jak mam to zrobić? Co mogę zrobić aby być w stanie korzystać z tego wszystkiego? – obróciłem się wskazując na to co mnie otaczało – Otóż masz pewne umiejętności, które można w odpowiedni sposób wykorzystać. Mogę się

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 15

Food Heaven to najlepsza restauracja w Galactopolis 5, w którym obecnie żyję. Jest to dobry moment aby napisać co nieco o jedzeniu, tylko musicie wiedzieć, że w tej dziedzinie nie jestem ekspertem, ponieważ całe swoje życie żywię się syntetycznym jedzeniem,

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!