Przebudzenie cz.20

Obudziłem się, kiedy Poszukiwacze zaczęli ściągać mnie ze skutera. Zarzucili mnie, tak jak poprzednio, na jakiś niewidzialny drąg i ruszyli przed siebie. Nie widziałem dokąd idziemy, bo tym razem mogłem obserwować tylko niebo. Nawet nie wiem czy można to było nazwać niebem. Po prostu jasnoniebieska przestrzeń nad głową. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zawsze było jasno i słońce nigdy nie zachodziło. Tak naprawdę to nie byłem nawet w stanie zlokalizować gdzie to słońce jest.  Ciekawe czy to miejsce jest niebem? Eee, chyba nie, skoro jestem związany i niesiony przez kolesi, którzy chcą mnie zhandlować.

– Powiecie mi chociaż ile jestem wart? Ile za mnie dostaniecie? Taki cenny nabytek jak ja, to chyba gratka w tych stronach – zażartowałem ze zdenerwowania. Jeden z Poszukiwaczy spojrzał tylko na mnie i lekko się uśmiechnął. Chociaż tyle. Dobrze, że kogoś rozbawiłem. Może za życia byłem jakimś komikiem? Nie wiem, ciągle jeszcze nie przypomniałem sobie kim byłem. Nic sobie nie przypomniałem. Moje najdalsze wspomnienie sięga spadania.

Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Niebo się skończyło i dostrzegłem kamienie. Kamienny budynek w niebie? Czy to w ogóle jest prawdziwe? Czy możliwe jest tutaj wybudowanie czegoś? Ruszyliśmy kręconymi schodami na górę i trochę trwało zanim dotarliśmy do drzwi. Niemożliwe aby po tylu schodach było tylko jedno piętro. Usłyszałem zgrzyt otwieranych drzwi. To w niebie trzeba oliwić drzwi? Weszliśmy, tzn. Poszukiwacze weszli,  ja zostałem wniesiony i rzucony na podłogę.

– Aaauu! Może trochę delikatniej – wrzasnąłem i złapałem się za miejsce, którym uderzyłem o posadzkę. Poszukiwacze dziwnym wzrokiem patrzyli na mnie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nic mnie nie boli.

– Po prostu siła przyzwyczajenia – odpowiedziałem im werbalnie na ich niewerbalne pytanie, po czym wstałem. Pomieszczenie było duże, a jedynymi meblami był stół i krzesło. Kamienne ściany, kamienny sufit i posadzka. Żadnych okien, a mimo to było jasno. Były jeszcze drzwi. Te którymi weszliśmy i dużo większe po przeciwnej stronie, które w momencie jak na nie spojrzałem otworzyły się. Wyszedł z nich niski mężczyzna w długich szatach i wielką księgą pod pachą. Skryba, bo tak go nazwałem, usiadł na krześle i otworzył księgę.

– Proszę, proszę – zaczął mówić nawet na mnie nie spoglądając. – Witam cię serdecznie. Pewnie zastanawiasz się o co chodzi, gdzie jesteś i pewnie masz jeszcze wiele innych pytań. Z tego miejsce mogę cię poinformować, że ode mnie niczego się nie dowiesz. Możesz zatem się uspokoić i poczekać na decyzję, gdzie cię poślemy. Aha, wam panowie już podziękuję, dostaniecie to co zwykle przy wyjściu – machnął na Poszukiwaczy, którzy odwrócili się i wyszli. Skryba ciągle przeglądał książkę. Był nią tak pochłonięty, że spróbowałem delikatnie wycofać się do drzwi.

– Na twoim miejscu bym tego nie próbował – odezwał się Skryba w momencie postawienia przeze mnie pierwszego kroku. Nawet nie podniósł głowy znad księgi. – To naprawdę ci się nie uda, a przy tym będziesz później długo i nieprzyjemnie wspominał swoją próbę.

Zamarłem, z jedną nogą wyciągniętą do tyłu. Było coś takiego w jego głosie, że odeszły mi wszelkie chęci na ucieczkę.

– Bardzo ciekawe, bardzo – szeptał pod nosem – Myślę, że będzie z ciebie pożytek. Mamy szczęście. Pójdziesz do kopalni. – zamknął księgę, popatrzył na mnie, uśmiechnął się, wstał i skierował do wyjścia.

– Do jakiej znowu kopalni? – wykrzyknąłem do Skryby, który już był zwrócony plecami do mnie – Nie zgadzam się. Nie chcę iść znowu do kopalni, tylko nie to.

Skryba zatrzymał się i powoli odwrócił

– Jak to znowu? – zapytał

– Już byłem w kopalni. Siedziałem przy fontannie i nic nie robiłem. Na dodatek nic z tego nie pamiętam

– Aaaa, Pozyskiwacze – szybko skojarzył Skryba uśmiechając się i rozluźniając – Mogę obiecać ci, że teraz będzie zupełnie inaczej. Dużo gorzej. Oj, dużo gorzej. Na pewno będziesz świadomy i na pewno przypomnisz sobie twoje miłe posiedzenia przy fontannie i wspomnisz je z tęsknotą. My tutaj nie bawimy się w iluzje i nie poświęcamy energii na zapominanie. Poza tym pozyskujemy co innego i trochę inaczej. Przekonasz się.

Odwrócił się i wyszedł z sali. Zostałem sam ,lekko wstrząśnięty tym co usłyszałem. O nie. Teraz to na pewno nie będę czekał z założonymi rękami – czas działać. Podbiegłem do drzwi, którymi wcześniej wszedłem. Zamknięte. Rozglądnąłem się dookoła sali. Pozostały tylko te drzwi, którymi wszedł Skryba. Zawahałem się. To tak jakby włożyć głowę w paszczę lwa. Nie miałem ochoty iść śladami Skryby ale nie miałem innego wyjścia. Podbiegłem do drzwi, chwyciłem klamkę i delikatnie ją nacisnąłem. Drzwi były otwarte. Pomału zacząłem je otwierać, tak aby nie wydały najmniejszego dźwięku. W międzyczasie obserwowałem drugie wejście, sprawdzając czy nikt nie nadchodzi. Pomału, bez zgrzytu, udało mi się w końcu je otoworzyć.

Ściana?!. Za drzwiami była ściana. Jak to możliwe? Przecież Skryba tędy wchodził i wychodził. Zacząłem w nią uderzać pięściami. Nie do ruszenia. Zamknąłem i otworzyłem drzwi jeszcze raz. Cholerna ściana! Może trzeba przy otwieraniu ruszyć odpowiednio klamką aby uruchomiło się jakieś dodatkowe przejście? Spróbowałem w różny sposób otworzyć drzwi ale nic to nie dało. Już po mnie. Usiadłem oparty plecami do ściany i zrezygnowanym wzrokiem wpatrywałem się w drugie drzwi. Oczywiście zaraz się otworzyły i wyszedł z nich, nie kto inny jak Skryba

– Mówiłem ci abyś nie próbował – zaczął mówić – Po prostu chodź za mną

Wstałem i powoli ruszyłem. Po przejściu przez drzwi zobaczyłem schody do góry. Tylko do góry? Jak to możliwe? Przecież jak tu przychodziłem z Poszukiwaczami to wchodziłem z dołu, a te drzwi były zakończeniem tych schodów i żadnych innych nie było.

– No chodź, chodź – ponaglał mnie Skryba, widząc jak stoję i się rozglądam – Będziesz widział jeszcze wiele dziwnych rzeczy. Wy nowi jesteście tacy zabawni, z tym waszym niedowierzaniem. Budzicie się w Zaświatach i myślicie, że wszystko będzie takie same jak na tych waszych planetach.

Planetach? To jest więcej zamieszkałych planet niż jedna?

– Hahaha – roześmial się Skryba – Cały wielki wszechświat, a ty myślisz, że tylko na jednej planecie jest życie. Hahaha

Znowu to bezczelne czytanie myśli! Mam już tego dosyć! Tutaj, to chyba najlepiej nie myśleć. Zero prywatności!

– No i widzisz jak szybko się uczysz. Nie myśleć. To jest jak do tej pory twoja najlepsza myśl – skomentował Skryba

Opuściłem głowę w dół i poszedłem w górę schodów. Zdecydowanie za dużo schodów, jak na jedno piętro, które widziałem. Po chwili wyszliśmy na dach budynku. Dziwne, przed chwilą wydawało mi się, że idziemy jakimś średniowiecznym korytarzem, a teraz wyszliśmy na dach wieżowca przez zwyczajne drzwi. Rozejrzałem się. Nic nie było widać. Po horyzont nic prócz buroniebieskiego koloru.

– O, już jest – rzucił Skryba

Spojrzałem w kierunku w którym zwrócił się Skryba i ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się … budka telefoniczna. Czerwona budka telefoniczna. Jak to w ogóle możliwe? O co tu chodzi?

– Co jest?! – zdziwiony krzyknąłem – Co tu jest grane? Co to jest?

– Twój nowy środek transportu – odparł Skryba zaskoczony moją reakcją. Odwrócił się do mnie  i przez chwilę się we mnie intensywnie wpatrywał

– Hahaha, wszystko jasne – rzekł po chwili – Jak ja bym zobaczył tutaj czerwoną budkę telefoniczną, to też bym się zaskoczył. Czerwona budka telefoniczna, dobre. Ok, właź do niej.

Idąc w kierunku budki rozmyślałem nad tym co powiedział Skryba. On tutaj nie widzi żadnej budki telefonicznej?  To co widzi? To skąd wie, co ja widzę? Pomału podszedłem do budki. Dotknąłem jej i trzymając przy niej cały czas rękę obszedłem dookoła. Prawdziwa budka telefoniczna

– Dobra, dobra. Właź do niej – ponaglał mnie Skryba

Ociągając się otworzyłem drzwiczki i pomału wszedłem do środka. We wnętrzu, na półce stał aparat telefoniczny, a obok niego leżała książka telefoniczna. Zaskoczony całym wydarzeniem rozglądałem się po wnętrzu, kiedy to Skryba podszedł i zamknął drzwiczki. Przed utratą świadomości, zdołałem tylko zobaczyć jak szybkim krokiem oddala się od budki.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 6

Wydaje mi się, że ten poprzedni wpis wymaga jeszcze rozszerzenia. Te zawody, które opisałem są oczywiście najbardziej ekstremalną wersją Wyścigu Śmierci. Wydaje mi się oczywiste i wszyscy wiedzą, że dzieciaki które trenują do tych zawodów nie są wystawianie na zagrożenie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 5

Wyścig ze śmiercią. Jest to sport, który uprawiam. Może to dość straszna nazwa, która niekoniecznie przyjęłaby się na Ziemi, jednak w pełni oddaje to, czym ten sport jest. Na czym to polega? Tak jak pisałem wcześniej jest czas, w którym

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 4

Różnica. Myślę, że od dzisiaj będzie to mój pseudonim. Może w końcu czas napisać czy się zajmuję. Jestem zawodowym sportowcem i biorę udział w Wyścigu Śmierci. Tak naprawdę to, że jestem zawodowcem jest na wyrost, ponieważ nie brałem jeszcze udziału

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 3

Wykluczenie. To właśnie słowo opisuje moją sytuację, to jak się czuję przez całe życie. Czasami nawet nie wiem kim jestem. Całe moje dzieciństwo starałem się dopasować. W szkole próbowałem wejść do każdej możliwej grupy ale rezultat zawsze był ten sam.

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!