Przebudzenie cz.2

Zdecydowanie za dużo różnych myśli jest teraz w mojej głowie. Muszę się ocknąć, muszę się obudzić. Uderzam się w policzek, nic nie czuję. Patrzę dookoła siebie – pustka. Nic nie ma. Widzę tylko moje ręce, nogi, brzuch. Początkowo wydawało mi się, że wiruje ale teraz tak naprawdę nie wiem. Nie umiem tego określić. Nie mam żadnego punktu odniesienia. Nawet nie wiem czy jeszcze spadam. Próbowałem odzyskać kontrolę nad ciałem. Próbowałem zmienić swoje położenie ale nie miałem za co się chwycić, od czego odepchnąć. Zacząłem panikować. Próbowałem wybudzić się na wszystkie możliwe sposoby – bez skutku. Nie wiem jak długo trwała moja rozpacz, kiedy w końcu poczułem, że stoję. Nie wiem jak to było możliwe, bo pod nogami nic nie widziałem. Czułem jednak, że mam oparcie. Rozejrzałem się. Nic. Pustka. Przecieram oczy ze zdumienia. Stoję na niczym. Jestem w nicości. Jak to jest możliwe? Zamykam oczy, przecieram, otwieram. Nie ma żadnej różnicy. Ciągle widzę nic lub nic nie widzę. Przykładam ręce do oczu aby sprawdzić czy powieki się zamykają. Dotykam oczu ale nic nie czuję. Nawet nie wiem czy mam zamknięte oczy czy nie . Podnoszę rękę na wysokość oczu . Widzę ją. Zamykam oczy, przynajmniej tak mi się wydaje i nadal ją widzę. Co jest? O co tu chodzi? Przecież to sen. To na pewno tylko sen. Muszę się tylko wybudzić. Podnoszę znowu rękę i wystawiam palec. Przecież jak wsadzę sobie palec do oka to się na pewno obudzę. A jeżeli to nie sen? Nie, to na pewno sen. To jest tak jak w innych snach. Muszę się wziąć w garść i działać. Przełykam ślinę. Zbliżam palec do oka. Odruchowo próbuje zamknąć oko ale nie udaje się. To znaczy czuję jakby się udawało ale jednak mimo wszystko w jakiś sposób widzę palec. Zaciskam zęby. Palec jest coraz bliżej oka, jeszcze tylko jeden zdecydowany ruch i … słyszę. Jest to pierwsza rzecz którą słyszę odkąd zacząłem spadać. Prócz swoich myśli oczywiście. Rozglądam się ale nic nie widzę. Dźwięk jest coraz głośniejszy. Tak jakby ktoś jechał …  zaprzęgiem konnym? Słyszę stukot przejeżdżających kół po kostce brukowej. Rozglądam się. słyszę jak się zbliża ale nie wiem skąd.  Dźwięk wypełnia cały… nie wiem co to jest, cały … świat,  jest coraz wyraźniejszy. Słyszę już konie, które spokojnie kroczą po nawierzchni. Rozglądam się ale nadal nie widzę żadnej kostki brukowej, koni, zaprzęgu. Nagle słyszę dźwięk rżącego konia tuż przy moim uchu. Odskakuję na bok. Krzyczę, wołam, ale nikt nie odpowiada. W sumie to wołanie nie jest głośniejsze od moich myśli. Jest takie jakby wewnątrz mnie. A dźwięk koni dochodzi z zewnątrz. Ktoś otwiera drzwiczki. Słyszę jak skrzypią nienaoliwione zawiasy, jak klamka otwieranych drzwi uderza o bok karety. Kroki. Spokojne, niespieszne. Próbuje uciekać. Przynajmniej tak mi się wydaję ale dźwięki nadal są takie same. Nie oddalam się od nich. Brzęczą klucze. Ktoś sięga po cały pęk kluczy. Szuka tego jednego. Wkłada do zamka i otwiera go. Słyszę dokładny dźwięk mechanizmu otwierającego kłódkę. Dźwięk jest tak wyraźny jakbym był w samym środku kłódki i widział zapadka po zapadce co w danym momencie się dzieję. Ja, widzę. Jest to pierwsza rzecz od samego początku, którą widzę. Oczywiście oprócz samego siebie. Pomału dostrzegam zarys kłódki. Zbliżam się do niej. Jest otwarta. Koncentruję się na każdym detalu. Jest okrągła, wielka, stalowa z nitami dookoła. Po środku ma otwór na klucz. Widzę każdą rysę, każdy najdrobniejszy szczegół. Powoli przenoszę wzrok dalej. Dostrzegam metalowe kółko, na które jest założona kłódka. Widzę miejsce do którego jest przymocowane. Wielkie, okute żelazem, drewniane drzwi, z metalową kratą u góry. Zaraz, zaraz przecież to jakaś stara… więźniarka. Co jest? Odskakuje do tyłu. Ku mojemu zdziwieniu oddaliłem się nieco od drzwi. Wstaję. Zrobił mi się punkt odniesienia, dzięki któremu mogłem zaobserwować swój ruch. Nic nie słyszę. Przyglądanie się kłódce i drzwiom, tak mnie zaabsorbował, że przestałem słyszeć. Stoję teraz i gapię się na wiszące w nicości drzwi z kłódką. Totalna abstrakcja. Podchodzę bliżej. Im bardziej się koncentruję na drzwiach tym coraz więcej widzę. Zaczynam dostrzegać kontury powozu. Widzę drewniane koła, czuję zapach konia. Zapach? Dziwne. Skupienie na zapachu spowodowało, że zaprzęg przestał się pojawiać. Ta jakbym był w stanie koncentrować się tylko na jednym zmyśle.  Skupienie na zapachu spowodowało , że nie usłyszałem jak do ktoś mówi:

– Słyszysz? Słyszysz? Ej ty, słyszysz?! – powoli zaczęły do mnie docierać dźwięki

– Co? Gdzie? Jak? – zdołałem powiedzieć lub pomyśleć

– Widzisz coś? – padło w odpowiedzi

– Kłódkę, powóz – odpowiedziałem

– Powóz, powiadasz? Hehe. Dobrze, że nie łódkę i rzekę. Nie lubię być mokry. Hahaha, mokry. Zabawny jestem. Hehe

– Co?

– A mnie widzisz?

– Nie – odparłem i zacząłem się rozglądać

– Nie tutaj. Tutaj! – usłyszałem i poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Dotyk początkowo był ledwie wyczuwalny jednak z każdą chwilą stawał się coraz mocniejszy. Nie chodziło o to, że ktoś ściskał moje ramię coraz mocniej, tylko uczucie ucisku było odczuwalne w całym ciele. Od miejsce w którym obcy przyłożył rękę rozchodziła się jakaś energia która wnikała w całe moje ciała. Odczucie stawało się coraz bardziej bolesne. Ból, którego wcześniej nie doświadczałem. Wcześniej, jak się szczypałem i klepałem po twarzy, nic nie czułem. Dopiero teraz, od momentu dotknięcia, zacząłem czuć ból, który nasilał się. Próbowałem się wyrwać ale nie mogłem. Odwróciłem się  aby zobaczyć kto wyrządza mi krzywdę ale jedyne co dostrzegłem to rozmazana twarz w kapeluszu. Przed tym jak zemdlałem przebiegła mi przez głowę ostatnia myśl. Skoro to sen, to czemu się jeszcze nie obudziłem.

Podobne

Dziennik kepleriański – wpis 6

Wydaje mi się, że ten poprzedni wpis wymaga jeszcze rozszerzenia. Te zawody, które opisałem są oczywiście najbardziej ekstremalną wersją Wyścigu Śmierci. Wydaje mi się oczywiste i wszyscy wiedzą, że dzieciaki które trenują do tych zawodów nie są wystawianie na zagrożenie

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 5

Wyścig ze śmiercią. Jest to sport, który uprawiam. Może to dość straszna nazwa, która niekoniecznie przyjęłaby się na Ziemi, jednak w pełni oddaje to, czym ten sport jest. Na czym to polega? Tak jak pisałem wcześniej jest czas, w którym

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 4

Różnica. Myślę, że od dzisiaj będzie to mój pseudonim. Może w końcu czas napisać czy się zajmuję. Jestem zawodowym sportowcem i biorę udział w Wyścigu Śmierci. Tak naprawdę to, że jestem zawodowcem jest na wyrost, ponieważ nie brałem jeszcze udziału

Czytaj więcej »

Dziennik kepleriański – wpis 3

Wykluczenie. To właśnie słowo opisuje moją sytuację, to jak się czuję przez całe życie. Czasami nawet nie wiem kim jestem. Całe moje dzieciństwo starałem się dopasować. W szkole próbowałem wejść do każdej możliwej grupy ale rezultat zawsze był ten sam.

Czytaj więcej »

2250 rok. Czas wielkich zmian. Już 150 lat jesteśmy na Kepler 843. Tydzień temu nasz Mer podpisał Pakt Niepodległościowy. Wraz z innymi Galactopolis ogłaszamy niepodległość. Odłączamy się od Ziemi. Postanawiamy decydować sami o sobie. Była to wspólna decyzja nas wszystkich. W referendum wzięło 100 procent obywateli i wynik mógł być tylko jeden – wszyscy głosujący poparli decyzję o odłączeniu. Dlaczego tak się stało? Nie jest obojętne to, że wczoraj zmarł ostatni obywatel, który wyruszył z Ziemi w poszukiwaniu lepszego domu i trafił na Kepler 843. Miał 170 ziemskich lat. Teraz już nikt nie pamięta Ziemi. Wiemy o niej tylko to, czego nas nauczono. I nie jest to zgodne z tym, czego doświadczamy na co dzień. Czujemy się oszukani, uciemiężeni i wyzyskiwani. Stąd nasza decyzja o ogłoszeniu Niepodległości. Czy to im się spodobało? Oczywiście, że nie. Wiemy już, że zostały wysłane do nas wojska, które mają doprowadzić nas do porządku. Ale to nastąpi dopiero za kilka lat. Mamy więc mnóstwo czasu aby się przygotować. Czy wiemy co nas czeka? Nie. Czy boimy się tego co może nastąpić? Tak. Czy powstrzyma to nas przed tym co postanowiliśmy. Na pewno nie! Viva la Kepler! Viva la revolution!!