Przebudzenie cz.18

Mnich niespodziewanie się zatrzymał i zaczął nasłuchiwać, jednak było za późno. Poszukiwacze zaatakowali nas od tyłu pojawiając się z nicości. Obydwoje rzucili się na Mnicha zostawiając mnie samemu sobie. Wiedzieli, że nie jestem w stanie nic im zrobić. Stałem jak wryty i wpatrywałem się jak go biją. Nie wiem czy bardziej byłem zaskoczony tym, że nic nie robię, czy tym, że Poszukiwacze po prostu mnie zignorowali. Blask świateł z ich rąk był oślepiający. Wyglądało to jak taniec dwóch kolorów: szarego i pomarańczowego. Szary był w zdecydowanej przewadze i tylko gdzieniegdzie przebłyskiwał pomarańczowy, który starał się odeprzeć zniewalającą moc szarego.  Popatrzyłem na swoje ręce. Nic. Dalej, dalej! Przecież muszę mu pomóc! Wzbierała we mnie złość, że nie mogę pomóc Mnichowi ale ręce nie chciały rozbłysnąć. Przecież jak mu teraz nie pomogę, to później sam na pewno nie dam im rady! Złość przerodziła się w rozpacz. Nie wiedziałem co robić. Spojrzałem na walkę. Wśród migoczących kolorów dostrzegłem twarz Mnicha. Czekał, aż na niego spojrzę. Mówił coś do mnie, jednak nie słyszałem. Dopiero teraz zorientowałem się, że w momencie ruchu z ich ciał wydobywał się dźwięk. Nie były to okrzyki tylko dźwięk poruszającej się energii. Skoncentrowałem się na ustach Mnicha. Z ruchu warg starałem się wyczytać co chce mi przekazać. Uciekaj! – komunikat nie mógł być prostszy. Tylko gdzie? Gdzie mam uciekać? Przecież tu nic nie ma? Jeszcze raz spojrzałem na Mnicha. Leżał już na plecach. Niewiele mógł zrobić pod naporem dwóch silnych przeciwników. Uciekaj! – krzyczał do mnie, kosztem koncentracji na walce

Uciekłem. Po prostu odwróciłem się i zacząłem biec. Spojrzałem za siebie. Wszyscy zniknęli. Biegnąc, oglądałem się w każdą w każdą stronę, szukając czegokolwiek co wskazałoby mi drogę ucieczki, jednak jedyne co widziałem to nicość. Wszechogarniająca nicość. Pozostało mi po prostu biec przed siebie. Nagle poczułem jak powietrze stawia lekki opór. Musiałem zwolnić. Niby nic się nie zmieniło, jednak bieg był już niemożliwy. Kosztował mnie za dużo wysiłku i zmuszony byłem maszerować. Nerwowo rozglądałem się wypatrując Poszukiwaczy. I nie wiem, czy to przez ten stres, czy rzeczywiście tak było ale miałem wrażenie że idę coraz wolniej, mimo że wkładam w marsz coraz więcej sił. Co się dzieje? Szybciej, bo zaraz mnie dopadną! Po chwili wystrzeliłem jak z procy. Bariera zniknęła, a ja poleciałem bez kontroli przed siebie. Uderzyłem w drzewo. Drzewo? Spojrzałem w górę. Tak było to drzewo. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w lesie. Odwróciłem się spoglądając w miejsce, z którego wyskoczyłem. Był tam Las. Jak to możliwe skoro przed chwilą było tam pustkowie? Z wystawioną ręką przed sobą, podszedłem w miejsce, z którego wyskoczyłem. Ręka napotkała lekki opór, tak jakby powietrze w tym miejscu było gęściejsze. I tyle. Nic się nie zmieniało. Nic nie było widać, nawet załamującego się światła czy czegoś w ten deseń. Przypomniałem sobie, że muszę uciekać. Skoro ja tu wylądowałem, to Poszukiwacze też tu trafią. Odwróciłem się i znowu zacząłem uciekać. Kątem oka widziałem mijane drzewa. Niczego prócz drzew. Nikogo prócz mnie. Wtedy poczułem ich obecność. Wiedziałem, że tu są. Zerknąłem za siebie. Byłem już dość daleko ale i tak ich zobaczyłem. Wyskoczyli zza bariery. Schowałem się za drzewem. Chyba mnie nie widzieli. Oddychałem głęboko. Próbowałem złapać każdą odrobinę powietrza. Dopiero po chwili zorientowałem się, ze w sumie to nie jestem zmęczony i, że tak naprawdę nie muszę oddychać. Dziwne, z jednej strony nie muszę tego robić, a z drugiej jakieś przyzwyczajenie każe mi się tak zachowywać. Uspokoiłem się. Pierwszy raz od początku tego zajścia uspokoiłem się. Wyjrzałem zza drzewa. Nie widzieli mnie. Rozglądali się dookoła. W sumie to jeden się rozglądał, a drugi stał nieruchomo. Był  Wyprostowany z rękami ułożonymi wzdłuż ciała. Jedynie jego głowa ruszała się z góry na dół. Był bardzo spokojny. Nagle, gwałtownym ruchem wyciągnął rękę i wskazał w moim kierunku. Poczułem jakbym został trafiony niewidzialną strzałą. Musiałem uciekać. Wstałem i znowu zacząłem biec. Biegłem z całych sił, głęboko oddychając.  Zaraz mnie dopadną. Dopadną i będzie po mnie. Dalej ty gamoniu, biegnij! W głowie przelatywały mi scenariusze co się stanie jak się zmęczę i mnie dogonią. I znowu ta myśl, że nie muszę oddychać i, że nie mogę się zmęczyć. I rzeczywiście zamknąłem usta i nie zmieniło to nic w moim biegu. Skupiłem się na nogach i rzeczywiście nie czułem zmęczenia. Obróciłem się zobaczyć gdzie są Poszukiwacze. Byli coraz bliżej. Jak oni mogą mnie doganiać? Przecież biegnę z całych się.  Próbowałem biec szybciej ale nie mogłem. Nie wiedziałem jak. Odwróciłem się zobaczyć gdzie są i kątem oka dostrzegłem o co chodzi. Wokół ich nóg zobaczyłem szarą poświatę. Wykorzystywali energię aby szybciej biec. Czemu ja tak nie mogę? W gruncie rzeczy zadawanie sobie pytań nie miało sensu. Prędzej niż później i tak mnie dogonią. Tak naprawdę mógłbym przestać biec i się poddać. Przecież ta ucieczka nie ma kompletnie sensu. I kiedy już się poddałem, poczułem przypływ energii. Wnikała we mnie zewsząd. Nie umiałem określić konkretnego kierunku z którego napływała. Nogi stały się nagle lżejsze. Mogłem nimi szybciej przebierać i w końcu szybciej biec. A chciałem biec szybko. Obejrzałem się na Poszukiwaczy. Zostawali w tyle i to wyraźnie. Cieniasy! Chcieli mnie złapać? Mnie? Hahaha. Zacząłem się śmiać.

– Patrzcie frajerzy. Mogę biec tyłem i tak mnie nie dogonicie – wykrzyczałem w ich kierunku. I rzeczywiście nie byli w stanie mnie dogonić, nawet jak biegłem tyłem.

– Lepiej sobie odpuście, bo ja tak mogę cały dzień! – Trochę dziwiło mnie to, że nie rezygnowali. Cały czas biegli, mimo tego, że im uciekałem. Nie ważne, niech robią co chcą. Czułem się wolny, niezwyciężony. Życie znowu jest cudowne! I tak, jak niespodziewanie to się zaczęło, tak samo niespodziewanie się skończyło. Różnica polegała jedynie na tym, że przypływ energii był szybki, gwałtowny, tak jej spadek następował pomału. Czułem, że zwalniam, że energia się kończy. Byłem coraz słabszy. Przed przypływem energii mogłem biec wolno ale się nie męczyłem. Teraz czułem zmęczenie. Robiłem się coraz bardziej senny. Myślałem tylko o odpoczynku.

Podobne

Przebudzenie cz.36

Po wejściu do lasu nic specjalnego się nie wydarzyło. Znowu tyle rozmyślania po nic. Tylko czemu w ogóle wzięła się we mnie myśl, że przekroczenie tej granicy coś zmieni? Czemu myślałem, że zmiana otoczenia, zmieni też inne rzeczy? Zmiana rodzi

Czytaj więcej »

Przebudzenie cz.35

Obudziłem się z uśmiechem na twarzy. Wiedziałem, że mi się udało. W czasie, kiedy ciało odzyskiwało sprawność, postanowiłem najpierw biec przez jakiś czas, a potem rozpaczać nad swoim losem. To da mi wymierny efekt szukania czegoś nowego, a utrata świadomości

Czytaj więcej »

Przebudzenie cz.34

Obudziłem się sam. Bestii już nie było. Odetchnąłem z ulgą. Ledwo przeżyłem. Wiedziałem, że ta ucieczka to był dobry pomysł. Wykazałem się wielką odwagą, a na dodatek przechytrzyłem taką wielką bestię. Leżałem i delektowałem się chwilą w której znowu byłem

Czytaj więcej »

Przebudzenie cz.33

Z transu wybudziło mnie zwierzę. Lizało mnie po twarzy. Początkowo ledwo ogarniałem co się ze mną dzieje, więc tylko nieznacznie machałem rękami aby odgonić przybysza. W momencie jak spostrzegłem co to jest, zamarłem. Był to gigantyczny wilczur. Trzy razy większy

Czytaj więcej »