Zatrzymaliśmy się przed bramą. I co teraz? Jakieś nowe wspaniałe pomysły, czy po prostu poczekamy, aż ktoś ją otworzy? Chciałem się schować, ukryć się więc ruszyłem w bok, ale Mnich wyciągnął rękę i mnie zatrzymał. Nawet na mnie nie spojrzał, po prostu wiedział co chciałem zrobić. Jak ty to robisz? Chyba ma oczy dookoła głowy. Podeszliśmy bliżej. Mnich cały czas wpatrywał się w bramę. Był tak blisko, że niemal dotykał jej nosem. Wyciągnął ręce przed siebie i oparł je o bramę. Zaczął mruczeć, dokładnie tak jak wtedy, kiedy chciał pokazać mi dziedziniec. Po chwili jego dłonie zaczęły zatapiać się w bramie. Jak to jest możliwe?! Cały czas mrucząc wkładał je coraz głębiej. Z ciekawości podszedłem jeszcze bliżej. Było to niesamowite. Jego ręce po prostu wnikały w bramę coraz głębiej i głębiej. Następnie włożył nogi i po chwili cały zniknął. W miejscu w którym to zrobił, brama cały czas falowała. I niby teraz moja kolej? Wiedziałem, że pomimo lęku muszę iść za nim. Powoli włożyłem rękę. Poczułem potworne zimno i szybko wyciągnąłem ją z powrotem. Zamrożona! Zamroziło mi rękę! Z niepokojem zacząłem oglądać rękę ale nie widziałem w niej żadnej zmiany. Nie miałem nawet gęsiej skórki. Ale ja przecież czułem jak zamarza, czułem jak chłód przenika aż do kości. Ponownie włożyłem ją w utworzony przez Mnicha „portal”. Zimno!. Czułem jak zamarzam. Czułem każdą komórkę ręki, która powoli zamieniała się w lód. Postanowiłem jednak walczyć i wytrzymać. Początkowo ból spowodowany zimnem był duży, po chwili jednak ciało się przyzwyczaiło i mogłem „wchodzić głębiej”. Umysł wariował. Zimno przeszywało tylko te części ciała, które były zanurzone w bramie, natomiast te które były przed bramą były cały czas ciepłe. Tworzyło to mętlik w głowie, bo nie wiedziałem tzn. nie mogłem się zdecydować czy jest mi zimno czy ciepło. Szybko zorientowałem się, że skupienie się tylko na tych częściach poza bramą ułatwiało mi „wnikanie” głębiej. Mogłem „zapomnieć” o zimnie, które ogarniało coraz większą część ciała. Dawało mi to też poczucie bezpieczeństwa, że w każdym momencie mogę zawrócić. Uczucie to zniknęło w momencie schowania ostatniej części ciała, którą była dłoń. Ciemność i zimno. Umysł nie mógł już nigdzie uciec. Musiałem zmierzyć się z tym co zostało. Strachem. Gdzie jest Mnich? Gdzie mam teraz iść? Czemu na mnie nie zaczekał?! Czemu nie pomógł mi przejść przez to coś! Gdzie mam iść?! Problem zaczął się, kiedy odkryłem, że nie jestem w stanie iść dalej. Co się dzieje?! Mnich! Gdzie do cholery jesteś?! Nagle nogi same zaczęły sunąć po ziemi. Dopiero po chwili zorientowałem się, że zacząłem się cofać. Nie, nie, nie!. Muszę iść do przodu. Czemu nie mogę iść? O nie! Przecież jak tylko wyląduje z powrotem na dziedzińcu bez Mnicha, to już po mnie. Próbowałem użyć całej siły jaką miałem aby iść naprzód ale nie mogłem nic zrobić. Ej, Mnichu, to już nie jest zabawne. Mnichu! Pomocy! Cały czas nabierałem prędkości aż w końcu zostałem „wypluty” z powrotem na dziedziniec przed bramą. Leżałem na plecach nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą się stało. Pozyskiwacze. Myśl o nich szybko przywróciła mi świadomość. Odwróciłem się na brzuch i spojrzałem na fontannę. Było ich tam dwóch, równie oszołomionych jak ja. Po chwili wahania ruszyli w moim kierunku. Nie byli już tacy spokojni jak kiedyś jednak specjalnie szybko do mnie nie biegli. Ewidentnie na ich twarzach malowała się złość, jednak szli nadzwyczaj wolno, wymachując dziwnie rękami. Wyglądało to tak jakby coś przesuwali od siebie. Nagle jeden się przewrócił. Dostrzegłem w nim złość i zobaczyłem, że jego dłonie zaczynają przybierać granatowy kolor. Nie chciałem już dłużej czekać podniosłem się i ruszyłem w stronę bramy. Nagle w coś uderzyłem. Co jest? Wstałem i chciałem biec dalej jednak znowu w coś uderzyłem. O co chodzi? Tym razem padłem na ziemie przewrócony przez coś. Spojrzałem na Pozyskiwaczy. Nadal szli w moim kierunku ale bardziej wyglądało to jak nerwowy spacer, niż pogoń za zbiegiem. Ludzie! Przecież tam są ci wszyscy ludzie, którzy tłoczą się na dziedzińcu, a których teraz nie widzę. To na nich wpadam i to oni przeszkadzają Pozyskiwaczom w pościgu. Zapewne szybki marsz Lokajów powodował, że ludzie nie mogli ich uniknąć i po prostu na nich wpadali. Wstałem i powoli ruszyłem do bramy. Nie chciałem na nikogo wpaść dlatego powoli szedłem cały czas obserwując Pozyskiwaczy. Co to za cholerny pościg żółwi?. Szliśmy bardzo powoli ale na pewno nie spokojnie. Plecami oparłem się o bramę. Co teraz? Zaraz mnie dopadną?!. Odwróciłem się twarzą do bramy. Próbowałem wsadzić w nią rękę ale nie mogłem. Zacząłem w nią walić pięściami. Nie pomagało. Pozyskiwacze byli coraz bliżej. Przypomniałem sobie jak Mnich przybliżył nos do bramy i zaczął mruczeć. Spróbowałem tego samego. Nie działało. Pomyślałem, że jeżeli się uspokoję to na pewno mi się uda. W życiu, nie dam rady się uspokoić! Kontem oka cały czas widziałem zbliżających się dwóch Lokajów. Nie wiem, nie wiem, po prostu nie wiem co mogę zrobić. Nic nie mogę zrobić. Zrezygnowany usiadłem oparty o bramę. I co teraz ze mną zrobią? Pewnie zabiją. Ale przecież nie mogą mnie zabić bo już nie żyję. Niby nie żyję ale jakoś nie czuję się martwy. Wręcz przeciwnie, to wszystko wygląda całkiem realnie. Na tyle żywo, że … Poczułem jak otwiera się brama. Odwróciłem się i zobaczyłem niewielką szczelinę. Nerwowo spojrzałem na Pozyskiwaczy, którzy wyglądali tak jakby pierwszy raz widzieli otwartą bramę. Zdecydowanie przyspieszyli swój marsz jednak cały czas potykali się o „niewidzialnych” ludzi. Wyjrzałem na zewnątrz. W skupieniu siedział tam Mnich. Na jego twarzy malowało się cierpienie. Nie wiem ile kosztowało go otwarcie tej bramy, ani jak to zrobił ale byłem na tyle mądry żeby tego nie przedłużać. Wybiegłem. Jak tylko przekroczyłem próg, brama zatrzasnęła się.
Podszedłem do Mnicha. Siedział i zarazem był nieprzytomny. Próbowałem do niego mówić, krzyczeć, nic nie pomagało. Próbowałem go nawet podnieść i wziąć na plecy aby uciec jak najdalej stąd ale był ciężki jak głaz. Nawet nie drgnął, tak jakby ktoś przyspawał go do ziemi. Znowu jestem bezsilny. Znowu nie mogę nic zrobić. W końcu usiadłem plecami oparty o jego plecy. Spojrzałem na bramę. Czemu nikt nas nie goni? Może nie jestem tak wyjątkowy jak mi się wydaje, a może po prostu ci dwaj nie mają kluczy? Nic to nie zmienia, bo i tak się stąd nie ruszam. Nie miałem innego wyjścia jak czekać aż Mnich się ocknie. Rozejrzałem się dookoła. Nic. Pustynia zlewająca się z bladoniebieskim niebem. Nawet nie wiedziałbym dokąd uciekać. Położyłem się obok Mnicha i czekałem