Nie wiedziałem co robić. Zaufać mu? Przecież nic dla mnie zrobił? Czemu miałbym mu zaufać? W sumie pokazał mi co się dzieje koło fontanny, powiedział o mnie prawdę. Ale czy na pewno? Skąd mam wiedzieć, że to co widziałem jest prawdą? Może po prostu mnie zmanipulował? Skąd mogę wiedzieć co jest prawdą, a co nie, skoro nic nie pamiętam. W takim razie jak mam poznać co jest prawdą? Co mogę zrobić aby dowiedzieć się czegoś więcej o sobie? Może jedyną drogą poznania tego co jest prawdą, jest po prostu poznawanie tego co jest? Może powinienem iść z nim i zobaczyć to, co chce mi pokazać? Tutaj już byłem. I nie jest ważne czy przez rok, dwa czy nawet sto pięć lat. Pobyt tutaj niczego mi nie rozjaśnił. Nawet jeżeli jest tylko jeden procent prawdy w tym co mówi Mnich, to będąc tutaj i tak niczego więcej się nie dowiem. Poza tym wiem, po prostu wiem, że przed tym jak spadałem było coś jeszcze. Jeszcze nie wiem co, ale wiem że było. Czas poznać coś nowego, dowiedzieć się czegoś nowego, doświadczyć czegoś nowego.
– Co teraz? – zapytałem. – Jak będzie wyglądała ucieczka z tego miejsca?
– Po prostu stąd wyjdziemy – mówił Mnich – Dzięki moim umiejętnością znikniemy, staniemy się niewidoczni i jak wszystko pójdzie dobrze to stąd wyjdziemy niepostrzeżenie
Znikniemy?! Staniemy się niewidzialni? Teraz to już pewne, że to czubek.
– A co z bramą, murem?! Jak przez nie przejdziemy?! Jak ostatnio próbowałem przejść przez rośliny to się cały poparzyłem – wzdrygnąłem się na samą myśl przedzierania się przez krzaki
– Masz rację, że nie uda nam się przejść przez krzaki – z niezwykłym spokojem odparł Mnich – Musimy przejść przez główną bramę. Wstawaj idziemy
Główną bramę?! Czy on zwariował? Jak uda nam się przejść przez główną bramę?
– Rozumiem, że masz klucz do tej bramy, bo niby jak masz zamiar niepostrzeżenie otworzyć ją przed tym całym tłumem, który jest przy fontannie. I po twojej spokojnej minie wnioskuję, że robiłeś już to wcześniej, prawda?
– Tak. Wiele razy. Chodźmy. – odparł jakby nie wyczuł sarkazmu w moim pytaniu
– Czekaj, czekaj! Nie sądzisz, że to trochę naciągany plan? Podsumowując: znikamy, przechodzimy koło wszystkich, otwieramy bramę i już nas nie ma.
– Dokładnie tak, z małym wyjątkiem. Nic nie mówiłem o otwieraniu bramy. – wydawało mi się, że zobaczyłem niewielki uśmiech na jego twarzy.
Wstał, podszedł do drzwi i wyszedł z pokoju. Nawet nie oglądnął się za mną. Zrozumiałem, że jest to moja ostatnia szansa aby z nim uciec. Ale jak mam mu zaufać? Ten plan jest naprawdę, lekko ujmując „niedoprecyzowany”. Jak niby ma wyglądać to zniknięcie? Co mam mówić, jak spotkam Lokaja? I co się może ze mną stać, jak nas złapią?
– Idziesz? – usłyszałem zza rogu
– Ostatnie pytanie. Jaki był efekt twoich ucieczek?
– Jak widzisz, jestem tu z tobą więc za każdym razem pozytywny
– Że był dobry dla ciebie to wiem ale co się stało z tymi, którym pomagałeś?
– Po prostu już chodźmy – zakończył stanowczo i ruszył.
Poszedłem za nim. Mnich czekał na mnie na zewnątrz pokoju. Chwilę popatrzył na mnie, położył moją rękę na swoim ramieniu i ruszył. I co już? Już jesteśmy niewidzialni? Nie to się nie uda, na pewno się nie uda. Myślałem, że przykryje nas jakąś płachtą albo czymś zasłoni, a tu nic, żadnej czapki niewidki. Jak tylko ruszyliśmy od razu zauważyłem, że jest jakaś zmiana. Mój wzrok nie miał ostrości. Wszystko co widziałem było rozmyte. Po chwili zaczęło kręcić mi się w głowie i musiałem się zatrzymać. Po prostu nie byłem w stanie iść, bo byłem kompletnie zdezorientowany. Zrobiło mi się niedobrze. Co on mi zrobił? Na pewno teraz mnie porwie albo coś gorszego. Wiedziałem, żeby mu nie ufać. Mnich podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
– Skup się na moich oczach – powiedział. Było to trudniejsze niż mogło się wydawać. Nie mogłem tego zrobić, bo miałem wrażenie jakby jego oczy latały po całym pomieszczeniu. Z całych sił starałem się za nimi nadążyć ale były zbyt „szybkie”
– Nie goń moich oczu. Poczekaj, aż one przyjdą do ciebie. – słowa Mnicha wprawiły mnie w złość. Co to niby ma znaczyć? Kolejna głupia formułka, która ma mi niby pomóc? Niedobrze mi. Prawie zwymiotowałem. Tylko niby czym, skoro nic nie jadłem! Mam już tego dość! Już dłużej tego nie wytrzymam! Już… Usłyszałem dziwny jednostajny dźwięk, który dochodził z bardzo daleka. Był przyjemny więc spróbowałem się na nim skupić. Mruczenie. Brzmiał jak mruczenie kota. Po chwili wypełniał już całe moje ciało. Jak to jest możliwe, że czuję dźwięk? Czułem jak każda komórka mojego ciała wibruje w rytm tego przyjemnego dźwięku. Słyszałem jak coraz bardziej się do mnie zbliża, jak staje się coraz głośniejszy i głośniejszy. Pomału odzyskiwałem wzrok. Dopiero teraz zorientowałem się, że przez chwilę nic nie widziałem. Miałem otwarte oczy, jednak niczego nie widziałem. Teraz znowu widzę. Oczy. Czyje to oczy? Mnich. Oczy, Mnich. Mnich, oczy. Powoli przypominałem sobie gdzie jestem. Posiadłość, Lokaj, Mnich, ucieczka. Świat znowu zaczął nabierać sensu i na pewno nie kręcił się już tak jak przed chwilą.
– To przez kamuflaż? – zadałem pytanie.
– Przyzwyczaisz się.
Tak, to na pewno kamuflaż i przynajmniej teraz wiem jak działa. Oby też naprawdę maskował. Ledwo doszedłem do siebie, kiedy Mnich pokazał abym spojrzał przed siebie. Na korytarz weszło mnóstwo ludzi. Patrzyłem na to z niedowierzaniem. Przecież tutaj nigdy nikogo nie było, a teraz roiło się od osób, które szły koło siebie w milczeniu. Byli tak blisko siebie, że tylko cudem na siebie nie powpadali. Każdy, niczym robot, szedł prosto do swojego…pokoju. Na ścianie dostrzegłem mnóstwo drzwi, których, mógłbym przysiąc, wcześniej tutaj nie było. Do każdego pokoju wchodziła tylko jedna osoba. Już miałem się spytać o to mnicha, jednak szybko dał mi znać abym był cicho. Zza zakrętu wyłonił się Lokaj. Nie wiem czy akurat to był ten, z którym rozmawiałem, ponieważ wszyscy wyglądali tak samo. Szedł środkiem korytarza, a ludzie go po prostu omijali. Patrząc na nich, miałem wrażenie, że go nie widzieli tyko w jakiś sposób „wyczuwali” i tylko na chwilę zmieniali kierunek marszu. Robili to zupełnie nieświadomie. Wyglądało to tak jakby Lokaj tworzył swego rodzaju barierę wokół siebie, która wysyła jakiś sygnał. Co ciekawe ludzie nie omijali go gwałtownie, tuż przed samym zderzeniem, tylko dużo wcześniej zmieniali swój kurs. Wszystko odbywało się płynnie bez żadnych zakłóceń. Czułem jak narasta we mnie strach. Nawet Mnich się zatrzymał. Początkowo myślałem, że tak jak ja przestraszył się, jednak jak tylko obrócił się w moją stronę i spojrzałem na jego spokojną twarz, zrozumiałem, że chce mi coś powiedzieć. Jedną ręką dotknął mojego serca, a drugą, z dłonią skierowaną równolegle do ziemi, zrobił gest z góry na dół. Domyśliłem się, że mam się uspokoić. Następnie wskazał na nasz kamuflaż i dał mi do zrozumienia, że z powodu mojego zdenerwowania osłabia się. Rzeczywiście dostrzegłem, że bariera, która nas otacza, robi się bardziej przeźroczysta i wszystko dookoła stawało się wyraźniejsze. Aby się uspokoić chciałem zamknąć oczy ale znowu mi się to nie udało. Cały czas wszystko widziałem, co nie pomagało mi w uspokojeniu. Czemu nie mogę zamknąć, tych cholernych oczu? Lokaj powoli zbliżał się do nas. Odwracał głowę w jedną i w drugą stronę przeczesując teren i sprawdzając czy wszystko jest tak jak być powinno. Spojrzałem na Mnicha, który nawet nie spoglądnął na Lokaja tylko cały czas trzymał rękę na mojej piersi wskazując abym patrzył w jego oczy. Czemu on nie patrzy, na tego cholernego Lokaja? Przecież on zaraz na nas wpadnie. Na pewno nas wykryje. Czemu nie uciekamy? Na początku trudno było mi się na nim skoncentrować. Co chwila spoglądałem na Lokaja, który był coraz bliżej. Ręka Mnicha była coraz cieplejsza, a ciepło, które dochodziło z niej zaczęło rozprzestrzeniać się po całym moim ciele. Cudowne uczucie odwróciło moją uwagę od Lokaja. Moje oczy wpatrywały się w bezmiar jego oczu. Ciepło, które już odczuwałem w całym ciele pozbawiło mnie wszelkiego lęku. Skupiony jedynie na przyjemnym odczuciu nie byłem świadomy tego co się wokół mnie dzieje. Nagle się ocknąłem i niespodziewanie wróciłem do rzeczywistości. Nerwowo rozglądnąłem się dookoła. Wszędzie było dużo ludzi ale Lokaja nie widziałem. Mnich stał przede mną. Jego ręka nie była już na mojej piersi. Ciepła też już nie czułem. Dał mi znak, że możemy iść dalej. Zeszliśmy po schodach , wyszliśmy na dziedziniec i udaliśmy się w stronę bramy, która oczywiście była zamknięta. Nadal uważam, że to kiepski pomysł. Po drodze mijaliśmy mnóstwo ludzi. Niewiarygodne ilu ich było. Nie mogłem uwierzyć, że byłem jednym z nich. Jak mogłem ich nie widzieć? Jak mogłem chociaż raz nie zderzyć się z kimś, nie poczuć czyjejś obecności? Szliśmy przed siebie, a wszyscy omijali nas tak samo jak przed chwilą Lokaja. Niespodziewanie przyszła mi do głowy myśl, że każdy z nich jest w innym wymiarze, a ja po prostu widzę obraz z tych wszystkich wymiarów, które nakładając się tworzą jeden. Nie to niemożliwe. Jak można by było coś takiego wymyślić?