– Pokaż mi – wycedziłem przez zaciśnięte żeby. Mówiąc to nie miałem niczego szczególnego na myśli. Po prostu znowu było to pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy.
– Podejdź do okna – rzekł Mnich.
Odwróciłem się i zobaczyłem jak Mnich stoi już przy oknie. Powoli podszedłem i wyjrzałem na zewnątrz. Widok był taki sam jak z mojego pokoju. Jak to możliwe skoro pokój jest po drugiej stronie budynku. Na razie odłożyłem to rozważanie na później
– Co widzisz? – zapytał Mnich
– Drzewo, fontannę, ławki, zajazd. To co zwykle nic nowego – odpowiedziałem na pytanie
– Zasłoń oczy rękami – powiedział Mnich, tym swoim pewnym siebie głosem.
Zasłoniłem. Czekałem. Po chwili usłyszałem dźwięk. Brzmiał jak mruczenie. Pomału odsłoniłem jedno oko i spojrzałem na Mnicha. Stał wpatrzony w dziedziniec i wydobywał z siebie ten dziwny dźwięk, który, tak przynajmniej mi się wydawało, dochodził prostu z jego wnętrza.
– Spójrz teraz – zaskoczył mnie jego glos. Nawet delikatnie podskoczyłem. Skierowałem wzrok na podwórze
– O rzesz! – wyszczerzyłem oczy. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Przy fontannie znajdowało się mnóstwo ludzi. Nie to niemożliwe! Większość siedziała na ławkach, na ziemi, na brzegu fontanny. Część spacerowała pomiędzy siedzącymi i się im przyglądała. Wszyscy, którzy siedzieli różnili się od siebie wyglądem i strojem. Natomiast wszyscy, którzy chodzili byli tacy sami. Wyglądali tak samo jak Lokaj
– Jak to możliwe? Co to jest? Kim są ci wszyscy ludzie? Skąd się tutaj wzięli? – wykrzyczałem
– Zawsze tu byli. Po prostu nigdy ich nie widziałeś. Spójrz teraz na miejsce, które zawsze zajmowałeś
Szybko je odnalazłem
– Puste – odpowiedziałem – Puste bo mnie tam nie ma.
– Tak – tłumaczył Mnich – Dlatego zajmowałeś zawsze to samo miejsce. Inne były zajęte. Ci wszyscy, którzy tam siedzą, są gośćmi tak jak i ty, a ci którzy chodzą, są strażnikami. Pilnują was. Oni oczywiście powiedzieliby, że się opiekują wami. W rzeczywistości są to istotny, które wykorzystują was.
– Do czego? – wtrąciłem
– Nie do czego, tylko dla czego. Dla energii.
Nie to niemożliwe. To jakieś totalne brednie. Nic z tych rzeczy nie może być prawdą. To wszystko musi być bzdura. Niemożliwe jest abym tak długo nikogo nie spotkał. Przecież tu jest tak dużo ludzi. Jeżeli to rzeczywiście jest prawdą, to na pewno bym ich zauważył, spotkał, nawet potknął się o kogoś. To po prostu jest niemożliwe aby tak dużo ludzi ukryć, omamić. Nie, to po prostu nie trzyma się kupy. Po co w ogóle ten Mnich miesza mi w głowie? Co tak naprawdę chce osiągnąć?
– Widziałeś przecież jak duży jest ten budynek. Jak myślisz po co? – zadał mi pytanie
– Nie wiem po co. Pewnie dla gości, którzy mogą tu przyjechać. Gości takich jak ja czy ty. Rzeczywistych.
– Dlaczego zawsze zajmowałeś przy fontannie to samo miejsce?
– Bo chciałem! Widzisz! Nikt mi nie kazał siadać w to miejsce. Nie było żadnego strażnika, który mnie odprowadzał i sadzał dokładnie w to samo miejsce. Tak naprawdę mogłem usiąść gdzie tylko chciałem. To wszystko co mówisz nie może być prawdą!
– Co robiłeś przy tej fontannie?
– Nic po prostu nic. Tylko siedziałem. A ty mówisz, że wykorzystywano mnie do produkcji energii. A ja tak naprawdę nic nie robiłem. To co mówisz nie trzyma się kupy.
– I jak się później czułeś?
– Wyczerpany – odpowiedziałem osuwając się na podłogę, jakby samo wypowiedzenie tego słowa, mogło naprawdę pozbawić mnie sił. Kontynuowałem pozbawiony wcześniejszego wigoru – Zawsze czułem się wyczerpany. Nie wiedziałem dlaczego ale zawsze byłem zmęczony. Mogłem jedynie dojść do pokoju i się położyć.
Ale zmęczenie nie miało znaczenia. Było nieważne, bo pomimo braku sił, miałem poczucie zadowolenia. Czułem, że biorę udział w czymś wielkim, ważnym. W czymś co nadawało sens mojemu życiu i dawało spełnienie. Ja nic już więcej nie chcę wiedzieć. Już mi wystarczy.