Co ja robię, co ja robię? Co ja zrobiłem? Na pewno, ktoś mnie za to zabije! Nie wiem kto, nie wiem kiedy ale na pewno ten ktoś nie puści płazem, tego co ja zrobiłem. Po co to zrobiłem? Czemu nie mogłem siedzieć cicho, wykonywać poleceń i żyć w bezpiecznym miejscu? A Rzeźnik? Czemu znowu zrobiłem komuś krzywdę? Przecież ja taki nie jestem. Czemu ktoś zmusza mnie do tych rzeczy? Czemu za każdym razem trafia się osoba, przez którą robię jakąś głupotę? I ciekawe dokąd teraz się udamy? Będziemy w nieskończoność biec przed siebie, aż w końcu ktoś nas złapie i pociągnie do odpowiedzialności, za to co się tutaj wydarzyło. Czemu to ja zawsze muszę cierpieć w takich przypadkach?
Uciekaliśmy krętymi korytarzami, które wiły się bez końca. Co chwila było jakieś rozwidlenie ale Mały John najwyraźniej znał drogę, bo ani na chwilę nie zwalniał. Ja natomiast nie miałem pojęcia gdzie jestem. Nawet jakbym chciał to nie udałoby mi się wrócić do Silosa. Zresztą tamto miejsce było już dla mnie skończone. Wiedziałem, że już nigdy tam się nie pojawię. Nawet, a może kiedy, zostanę złapany, na pewno trafię w dużo gorsze miejsce. A na pewno tak się stanie. Przed nimi nie ma ucieczki. Są zbyt silni, mają zbyt duże wpływy. Skoro rządzili Silosem, to na pewno rządzą tym miastem. Jak niby miałbym przed nimi uciec, gdzie niby miałbym się schować?
– Daleko jeszcze – krzyknąłem do Małego Johna
– Daleko? – odpowiedział Mały John, tak jakby nie rozumiał o co mi chodzi
– Dokąd biegniemy?
– Do Przystani
– Jak długo będziemy tam biec?
– Aż dobiegniemy – odparł jakby była to najbardziej oczywista oczywistość
Wiedziałem, że już nie ma sensu dalej ciągnąć tego dialogu, dlatego postanowiłem się skupić na tym aby go nie zgubić. Co prawda co jakiś czas Mały John się obracał i patrzył czy za nim nadążam ale i tak wymagało ode mnie dużo skupienia abym się go trzymał. Mimo, że nie czułem zmęczenia nie umiałem biec szybciej. Czułem się jakbym miał jakiś wewnętrzny hamulec. Jak on to robi? Skąd bierze energię aby tak szybko biec? Nawet jak musiał zwalniać abym go dogonił, nie widać było u niego żadnego zniecierpliwienia ani rozzłoszczenia. Wiedział, że ja nie dam rady szybciej i nic co by zrobił nie zmieniłoby tego.
Nagle zatrzymał się
– Co się stało? – zapytałem się, niemal na niego wpadając
– Dziwne. Tego tutaj nie powinno być? – odpowiedział
– Czego? Tej drogi? – wskazałem na drogę, którą biegliśmy
– Dokładnie. Też to widzisz?
– Co widzę? Drogę? Przecież biegniemy cały czas jakimiś drogami, które jak dla mnie wyglądają tak samo.
– Właśnie droga. Nie powinno jej tu być? Coś jest nie tak.
– Nie tak, to jest to, że uciekliśmy z tego Silosu, zabijając Rzeźnika.
Ale Mały John już mnie nie słuchał. Podszedł parę kroków i powoli wyciągnął rękę przed siebie, tak jakby chciał sprawdzić czy nie ma przed nim jakiejś niewidzialnej przeszkody.
– Jak oni to zrobili? – wyszeptał do siebie
– Co? Co zrobili?! – zniecierpliwiony ruszyłem do niego i naśladując jego ruch wyciągnąłem szybko przed siebie rękę
– Nieee! – krzyknął Mały John próbując powstrzymać mnie ale było już za późno.