Obudziłem się, kiedy byłem wleczony do Źródełka. Byłem jednym z tysięcy, którzy tak jak ja nie mogli chodzić. Byliśmy wyczerpani. Po tym całym przeżyciu jedno było pocieszające. Nie byłem sam. Jestem jednym z wielu. Ta myśl dawała mi ukojenie. Mimo całego zmęczenia wstąpiła we mnie odrobina radości. Nie wiem jak długo czekałem na to, aż wrzucą mnie do Źródełka. Było to nie istotne. Sama obecności z innymi uspokajała mnie. Zanurzenie w Źródełku było niesamowite. Nagle każda komórka mojego ciała odzyskała energię. Czułem przepływ ożywczej siły w najdrobniejszej strukturze organizmu. Czułem jak każda nitka DNA odzyskuje wigor i staje się jeszcze mocniejsza. Wyskoczyłem z wody jak poparzony. Nie mogłem ustać w jednym miejscu. Chciałem biegać, skakać, latać. Zapomniałem o wszystkim co mnie spotkało. Istotne było tylko to, jak się teraz czułem. Ruszyłem rześko z powrotem do Jaskini. Im byłem bliżej tym coraz mniej czułem ten wspaniały narkotyczny stan. Wracała pamięć o wszystkim co się stało. Na podstawie tego co się wydarzyło, rodziła się nieunikniona przyszłość. Przestałem myśleć o tym co się teraz dzieje. Przeszłość tworzyła przyszłość, której się bałem. Szedłem tak jak reszta, powoli, ze spuszczoną głową, włócząc nogami. Nie patrzyłem dookoła. Byłem skupiony jedynie na zielonym pasku na ziemi wskazującym mi moją drogę. Moja Droga. Ciekawe gdzie mnie teraz zabierze?
Zdziwiłem się, kiedy droga nie zaprowadziła mnie do kajuty tylko do … stołówki. Stołówka? Tutaj? Tak to na pewno jest stołówka. Widziałem setki osób siedzące przy stołach i jedzących przeróżne dania. Kolejnych kilkadziesiąt stało w kolejce do wydania posiłku. Spojrzałem na Drogę, która prowadziła mnie na koniec kolejki. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież tutaj się nie je. Nawet nie jestem głodny. Po co miałbym stać w tej kolejce? Mimo tych wątpliwości ustawiłem się w kolejce i czekałem. Nikt z nikim nie rozmawiał. Mi też się nie chciało do nikogo zagadywać. Pomimo początkowego zdziwienia całą sytuacją, myśli wracały do tego co miało znowu się wydarzyć. W miarę posuwania się kolejki zacząłem czuć zapachy. Wspaniałe zapachy dochodzące z kuchni. W końcu mogłem dostrzec danie. Prześlicznie wyglądające mięso przystrojone sałatką podane z młodymi ziemniaczkami, a wszystko oblane aromatycznym sosem. Pachniało i wyglądało przepysznie. Jak to możliwe, że w takim miejscu jest takie jedzenie? Umysł odwrócił się na chwilę od złych wspomnień i jeszcze straszniejszych wyobrażeń na temat przyszłości. Skupiłem się na jedzeniu. Nie mogłem się doczekać jak go spróbuje. Pojawiło się pragnienie zjedzenia tej przepysznej kolacji. Pragnienie, uczucie, głód. Mogłem w końcu powiedzieć, że jestem głodny. Z niecierpliwością chwyciłem talerz i jak najszybciej udałem się do stołu. Siadłem obok innych ale nie zwracałem na nich uwagi. Oni zresztą na mnie też nie. Każdy był pochłonięty jedzeniem. Zanurzyłem zęby w aromatycznym mięsie. Przepyszne!. Każdy kęs wprawiał mnie w stan, którego dawno nie doświadczałem. Szczęście. To na pewno jest szczęście. Jest to zupełnie inne uczucie niż to, które tak długo doświadczałem w walce z zegarem. Cieplutkie, młodziutkie ziemniaczki. Pycha. Każdy kolejny kęs doprowadzał moje ciało i zmysły do ekstazy. Jednak każdy kolejny kęs przybliżał mnie także do tego co nieuniknione – końca. I wtedy poczułem żal. Żal, że niedługo skończę jeść. A jak skończę jeść, to na pewno skończy się szczęście. A przecież chciałem aby trwało to wiecznie. Muszę jeść mniejszymi porcjami. Chciałem to przedłużyć. Ale przecież wiedziałem, że nie mogłem tego zatrzymać. Aby przerwać musiałbym przestać jeść, a tego nie mogłem zrobić. Nie mogłem sam odebrać sobie szczęścia. Więc jadłem dalej, aż w końcu się skończyło. Wylizałem widelec, wylizałem talerz, a na końcu wylizałem palce. Już nic nie zostało. Niepotrzebnie tak szybko zjadłem. Mogłem jeść wolniej. Głupi, głupi, głupi. Ale przecież musiałem zjeść, przecież to było pyszne. Po co mi te wyrzuty sumienia. To że zjadłem nie było złe. Złe było to, że za mało dostałem. To ci cholerni kucharze za mało nakładają. Skąpią mi tego pysznego jedzenia, a przecież widzę jak jest go dużo. To te matoły pozbawiły mnie dłuższego szczęścia. I co teraz? Wstanę od stołu i pójdę leżeć do kajuty? Co to, to nie! Muszę znowu stanąć w kolejce. Jest tu tyle osób, że na pewno nikt nie zauważy że jem po raz drugi. Wstałem i zacząłem się rozglądać. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dobrze, na razie jest dobrze. Serce zaczęło mi coraz mocniej bić. Pomału ruszyłem na koniec kolejki. Rozglądałem się cały czas. Nikt, kompletnie nikt na mnie nie patrzył. Świetny plan. Ja to mam najlepsze pomysły. Tylko ja wiem co dla mnie jest najlepsze, a nie jakaś tam … Droga. Serca mi zamarło. Zatrzymałem się. Przecież jest Droga, którą mam iść. Droga, która wskazuje mi gdzie mam iść i co robić. Sto powiedział, że muszę podążać za Drogą, bo inaczej będzie kara. Oblał mnie pot. Bałem się. bałem się spojrzeć w dół ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Powoli opuściłem głowę w dół. Uff. Jestem cały czas na Drodze. Prowadzi mnie tam gdzie ja chcę iść. Stałem się znowu lekki. Kamień spadł mi z serca. Na całe szczęście jestem na Drodze. Może rzeczywiście Droga wie, co jest dla mnie najlepsze. Bo ja na pewno wiem. Odetchnąłem z ulgą. Z jeszcze większą pewnością ruszyłem przed siebie. Droga biegła dokładnie tam gdzie chciałem, wzdłuż kolejki, na sam jej koniec. Droga pewnie tam prowadzi, bo jestem po prostu głodny. Gdybym nie był głodny to Droga szłaby w innym kierunku. A skoro Ona idzie w tym samym kierunku co ja chcę, to jest to wyjaśnieniem dlaczego jestem głodny. Gdyba droga szła w innym kierunku, to pewnie nie byłbym głodny. A skoro jestem głodny, to dlatego prowadzi mnie tam gdzie, tak naprawdę, mam iść. Było to całkiem logiczne. Dodało mi to na tyle pewności siebie, że z uniesioną głową szedłem tam gdzie chciałem – na koniec kolejki. Kolejki, która o dziwo zrobiła się jeszcze dłuższa niż jak tu przyszedłem. Dobrze, że zdecydowałem iść po dokładkę od razu po skończonym posiłku. W sumie to nie ja zdecydowałem tylko Ona. Droga. Znowu czułem się szczęśliwy. Miałem jasno określony cel, który pokrywał się w stu procentach z Drogą. Idziemy oboje w tym samym kierunku. Zacząłem dostrzegać jak ludzie się do mnie uśmiechają. Ciekawe? W końcu zobaczyłem ludzi. Są tak samo szczęśliwy jak ja i oczekują w kolejce na pyszny posiłek. Wiedziałem, że są szczęśliwi. Musieli być. Każdy byłby szczęśliwy wiedząc, jak pyszne danie zaraz zje. Nie mogłem się doczekać. W powietrzu unosiły się nieziemskie zapachy. Wszystkie dania wyglądały pięknie i przepysznie. Burczało mi w brzuchu. Byłem mega głodny. Jak tylko zobaczyłem koniec kolejki to przyspieszyłem. Nie mogłem się doczekać. W końcu ustawiłem się na końcu kolejki. Dobrze, że przyspieszyłem, bo zaraz za mną pojawiło się mnóstwo innych ludzi. Gdybym nie przyspieszył to byłbym jakieś dziesięć, nie dwadzieścia osób dalej. Byłem dumny. Dumny z tego, że przechytrzyłem innych. Nie dość, że jestem mądrzejszy to jeszcze szybszy. Banda cieniasów. Ha. Lepszy i szczuplejszy. Rozejrzałem się dookoła. To dlatego jestem szybszy. Oni ledwo się ruszają. Grubasy. Haha. Jakbyście schudli, to może byście byli przede mną, a tak to nara frajerzy. Haha. Jak rozglądałem się śmiejąc z innych kątem oka dostrzegłem Drogę. Odruchowo odwróciłem od niej wzrok. Nie, to niemożliwe. Na pewno tylko mi się przywidziało. Poczułem niepewność. Nogi stały się dziwnie miękkie. Przyspieszyło mi serce. Czy to jest Moja Droga? Na pierwszy rzut oka, to chyba tak. Na pewno tak jak Moja, miała zielony kolor. A może tylko tak mi się wydawało? Może spojrzę na nią jeszcze raz? Albo, może lepiej nie, bo to chyba nie jest Moja Droga. Moja Droga prowadziła na koniec kolejki, a ta droga prowadzi w inną stronę. Może i ma ten sam kolor ale to na pewno nie jest Moja Droga. Moja Droga jest na pewno pod tymi wszystkimi ludźmi, którzy stoją przede mną. Zresztą skąd mam wiedzieć jaki kolor drogi mają inni. Może też zielony i jest to droga kogoś innego . Na pewno jest to droga kogoś innego i stanowczo, powtarzam stanowczo, nie będę zwracał na nią uwagi. Moja Droga jest przede mną!. To, że Jej nie widzę, nie oznacza, że Jej tam nie ma. Po prostu ci wszyscy głupcy zasłaniają mi Ją i dlatego Jej nie widzę! Przeklęte ofiary losu! Nie mogliby podążać swoją drogą? Nie, oczywiście, że nie! Łatwiej wzorować się na kimś innym. Na kimś takim jak Ja. W sumie to jestem na Nich troszkę zły. Zasłaniają mi Moją Drogę i muszę się martwić czy dobrze idę. Tak jakby nie mogli mi jej odsłonić. Przecież nie będę jej szukał między Nimi. To znaczy mógłbym ale byłoby to trochę niegrzeczne z mojej strony tak się przepychać. Przecież wszyscy czekamy w tej samej kolejce. Ale skoro wszyscy tu jesteśmy to oznacza, że wszystkie drogi prowadzą w tym samym kierunku. Uff, co za ulga, już nie muszę szukać Drogi, bo przecież wszystkie prowadzą w to samo cudowne miejsce. Poza tym na pewno wszystko jest dobrze , bo jakbyśmy robili źle to każdy z nas by cierpiał. A przecież tutaj nikt nie cierpi, tylko czeka na ten przepyszny posiłek. Co za ulga. Już nie mogę się doczekać, co tym razem będę jadł. Jeszcze tylko chwilka i już będzie posiłeczek. Już niedługo zjem pyszniutkie, smaczniutkie, milusie, przepyśniusze jedzonko. A właściwie to co by się stało jakbym nie był na Swojej Drodze? Znowu wkradły mi się niepokojące myśli. Czy, jak bym był na nie Swojej Drodze, to czy bym został za to ukarany? Na pewno bym był ukarany. Chodzenie po nie Swojej Drodze musi nieść za sobą jakąś karę. Bo po co, ktoś by robił drogę, specjalnie dla Mnie i Mnie nie karał za to, że po niej nie idę. Przecież wymyślenie takiej drogi dużo kosztuje. Oczywiście wysiłku, no i może też pieniędzy, jeżeli tutaj są. W sumie to chyba muszą być, bo po co ktoś miałby tworzyć drogę i na tym nic nie zyskiwać. A jak już ktoś coś tworzy, specjalnie dla Mnie, a ja bym z tego nie korzystał i nie był wdzięczny, to na pewno ten ktoś, byłby zły. Przecież Ja, na jego miejscu, byłbym zły. Skoro zatem nie spotkało mnie nic złego, to nie muszę się już martwić czy idę po Swojej Drodze. Na pewno po Niej idę. Jakbym nie szedł to bym cierpiał. A Moja Droga prowadzi Mnie do tego pyszniutkiego, smaczniutkiego jedzoneczka, które jest tuż tuż. O i jest. Kolejne pyszne, smakowite, pachnące jedzenie. Muszę się dowiedzieć co to za mięsko tutaj podają. Może nawet sam będę umiał takie przyrządzić w kajucie. Na jej myśl obleciały mnie ciarki. Nie ma co o niej myśleć. Na razie jest to pachnące danie, które zaraz zjem. Ale tym razem nie tak szybko. Pamiętasz jak ostatnio zjadłeś za szybko? Byłeś wtedy nieszczęśliwy. Teraz pokaż tym frajerom jak umiesz się delektować jedzeniem. Bądź od nich sprytniejszy, lepszy, mądrzejszy. Niech ci zazdroszczą tego, że jeszcze masz, kiedy oni już zjedli. Niech patrzą na Ciebie i niech się uczą od takiego Mistrza jak Ty. Ktoś zawsze musi być pierwszy. To dlaczego nie możesz to być Ty? Co, Ty na to? Będziesz najlepszy? Jestem najlepszy. Tyko jak mogę opóźnić zjedzenie tego pysznego dania? Jak wystygnie to będzie mniej smaczne. Jak będzie mniej smaczne to będę miał z niego mniejsze pocieszenie? Zrekompensujesz sobie to patrząc na te wszystkie łajzy dookoła, które ci zazdroszczą. Będziesz się karmił ich nieszczęściem. Będzie w tobie rosła radość z tego, że jesteś lepszy, najlepszy. Teraz siądź prosto. Popraw ubranie. Sztućce chwyć w inny sposób niż ci wieśniacy. Pamiętaj jesteś lepszy. Jedz małymi kęsami. Pokazuj im wszystkim, że dostałeś najlepszy kawałek. Że kucharze dla kogoś tak eleganckiego, odłożyli to co najlepsze. I jedz, mlaskaj, mrucz pod nosem. Zachwycaj się każdym kęsem. Dla Ciebie jest to, co najlepsze. Dla lepszych jest to co lepsze. Tak, zamknij oczy, poczuj to jedzenie. Nie tylko smak, dostrzeż też konsystencje, wygląd, usłysz jak jest chrupiące. Niech smak potrawy rozejdzie się na wszystkie zmysły. Poczuj, podziwiaj, smakuj, zachwycaj się. To Ty jesteś zachwycający. To Ty jesteś podziwiany, To ty jesteś najwspanialszy. Teraz popatrz na nich. Popatrz z góry. Już na ciebie patrzą. Jesteś inny, wyjątkowy, lepszy. Już cię zaczynają naśladować. Starają się, być jak Ty. Ale nigdy im się nie uda, bo to Ty jesteś pierwszy. To Ty, jesteś najlepszy.
– Najpyszniejsze – wstałem i powiedziałem – najcudowniejsze mięso jakie jadłem. Najświeższa sałatka ze wszystkich sałat. Najmłodsze z najmłodszych ziemniaczków. PYCHA! Brawo. Bijmy brawo wszystkim tym, którzy dla Nas wyjątkowych, to danie przygotowali
„Brawo, brawo, racja, racja”. – Słyszałem za plecami w momencie kiedy wstałem od stołu i ruszyłem ponownie Swoją Drogą. Spojrzałem z góry na Drogę. Oczywiście, że wiedzie tam gdzie idę. Wzdłuż kolejki, na koniec kolejki. A gdzie niby miałby prowadzić jak nie do szczęścia i raju, którym jest ten posiłek. A kolejka znowu coraz większa. Bo jak mogłaby być mniejsza, skoro jedzenie jest takie pyszne. A skąd wiem, że jest pyszne. Przecież Ja nie jadłbym czegoś nieprzepysznego. Dla najwspanialszych jest to, co najwspanialsze. A skąd to wiem? Bo jestem najwspanialszy. Za długa ta kolejka. Muszę porozmawiać z szefem kuchni aby trochę skrócił tą kolejkę. Trzeba wprowadzić jakieś ograniczenie. Przecież nie mogę znowu tyle czekać. Przecież to Ja, byłem jednym z pierwszych. Do tego jedzenia powinno mieć dostęp tylko stu pierwszych, którzy tutaj byli. Oni są bezczelni, że starają się być w tym samym miejscu co Ja. Niedorzeczne. Niegodne. Mimo marudzenia ustawiłem się na końcu kolejki. I jak się spodziewałem od razu za mną ustawiali się kolejni. A jakże by inaczej. Wszyscy chcą być tacy jak Ja. Dlatego ustawiają się za Mną. Ale głupcy nie wiedzą, że nie mogą być tacy jak Ja. Ja jestem Jedyny, niepowtarzalny. Mogą mnie jedynie naśladować. I tyle. Nigdy, przenigdy nie będą Mnie równi. Zawsze będą za Mną. Kątem oka zobaczyłem drogę, która idzie w innym kierunku. Precyzując, w przeciwnym kierunku niż prowadzi kolejka. To na pewno nie Moja Droga. Ja Swoją Drogą szedłem wzdłuż kolejki. Prowadziła Mnie na koniec kolejki i wskazywała mi abym ustawił się w kolejce. Ta natomiast idzie dalej. Prowadzi wzdłuż kolejki, ale idzie dalej. To na pewno nie Moja Droga. Dokąd mogłaby ta droga prowadzić. Przecież to tu jest raj. Tu jest szczęście. Ja zawsze wybieram to co dla mnie najlepsze. Ja to po prostu wiem, a ta głupia droga szuka czegoś co jest tuż pod jej nosem. Wystarczyłoby aby zakręciła. Ale co Ona może wiedzieć. Jest po prostu głupia. Niegodna tego kim ja jestem. Jej ścieżka nie może pokrywać się z Moją, bo to by znaczyło, że Ja jestem taki jak Ona. A przecież Ja jestem lepszy. O! Proszę co się stało. Przez te głupie rozmyślania wypadałem z kolejki. Z Mojej kolejki. I na dodatek nie chcą Mnie teraz wpuścić. Chamy. Prostacy. Pójdę znowu na koniec. Nie będę się z nimi bił. To jest Mnie niegodne. Pokaże wieśniakom, jaki ze Mnie dżentelmen. O, i znowu jestem na drodze. Wiedzie dokładnie wzdłuż kolejki. Wiedziałem, że dobrze zmierzam. Jak mógłbym iść źle. Przecież to jestem Ja. Ja zawsze wiem gdzie jest najlepiej. Tylko przez głupie rozmyślanie o Niej, wypadłem z kolejki. To była Jej wina. Już taki jestem. Myślę o innych i przez to sam cierpię. Jestem niczym diament. Jestem szlachetny. Cóż zrobić skoro bycie szlachetnym wiąże się z cierpieniem. Jestem na Nią trochę zły ale jej przebaczę, bo po prostu taki jestem. Szlachetny. Idę Swoją Drogą na koniec kolejki. Mimo tego, że jestem coraz bardziej głodny, nie będę się wpychał bo to nieszlachetne. Nawet mi się w głowie zakręciło. Moja dobroć wpływa na moje zdrowie, a te przeklęte grubasy stoją w kolejce i mnie nie wpuszczają! Przecież to Ja powiedziałem im o tym miejscu. To przecież Mnie chcieli naśladować. Gdybym im nie pokazał co dobre to, by nawet nie wiedzieli. Ale przecież to chamy i na pewno mnie nie wpuszczą. A skąd to wiem? Bo cham jest chamem i zawsze nim zostanie. Nie będę ich o nic prosił. Prędzej zdechnę tu i teraz nim poproszę chama o wpuszczenie mnie do kolejki. Jeszcze jednego to może bym poprosił. Wtedy dałbym mu okazje wykazać się szlachetnością. Może w końcu stałby się taki jak ja. Ale tylu chamów nie będę o nic prosił. Nigdy nie pozwolę aby Oni wszyscy stali się tacy jak ja. Prędzej zdechnę nim pozwolę Im mnie wpuścić. Pewnie chcieliby mieć taką okazję aby mnie wpuścić. Aby mieć możliwość być szlachetnym i stać się takim jak Ja. Nigdy na to Im nie pozwolę. Moje nogi stają się coraz słabsze, a koniec kolejki wcale się nie przybliża. Chwilę odpocznę. Nabiorę sił. Tylko niby jak mam to zrobić kiedy nie mogę zjeść bo te chamy zajęły mi kolejkę. Przeklęte darmozjady. Nic nie zrobią sami tylko korzystają z tego, co ktoś im pokazał. Co Ja im pokazałem. W sumie to już nie chcę tam iść. To już nie jest Moja kolejka. To chamokolejka. Ja poczekam tu i zaraz im pokaże. Tylko trochę odpocznę. Tylko zamknę oczy i odpocznę. Jestem taki głodny. Wszystko przez Nich. Wszystko przez te Chamy, które chcą być tak wspaniałe jak Ja. Zamknąłem oczy.