Zmęczenie. Jest to stan, który ostatnio towarzyszy mi cały czas. Przygotowanie do testu jest wykańczające. Jestem akurat w cyklu przeciążenia, po którym nastąpi odpuszczenie, co ma doprowadzić do superkompensacji. Przynajmniej takie są założenia. Teraz tak trudno w to wierzyć. Nie przy takim zmęczeniu.
Kiedy jestem tak zmęczony, po głowie krąży ciągle to samo pytanie. Czy to wszystko jest warte takiego wysiłku? Te wszystkie starania sprowadzają się tylko do tego aby ktoś stwierdził, że jestem dostatecznie dobry abym mógł zginąć. Przecież ten cały wysiłek doprowadzi mnie do miejsca, w którym mogę stracić życie. Trochę tak, jakbym teraz nie był dostatecznie dobry aby znaleźć się w takiej sytuacji. Tak jakby, to sama śmierć stawiała jakieś kryteria i wymagała ode mnie jakichś dokonań zanim ktoś, w jej imieniu, pozwoli mi się z nią zmierzyć. I mimo całego absurdu tej sytuacji, nadal zależy mi na tym aby tak było. Aby ktoś wyraził na to zgodę. Przecież, w Porze Przejścia, mógłbym tak po prostu wyjść i zacząć uciekać przed Linią. Zmierzyć się z tym, czego wszyscy tak bardzo się boimy. Nikt mi tego nie zabroni, nawet nikt nie musi o tym wiedzieć. Tylko, że wtedy nie będzie widowni. I chyba właśnie w tym tkwi największy powód dlaczego tego nie zrobię. Bo w tym wszystkim chodzi o to aby ktoś mnie obserwował. Aby ktoś na mnie patrzył i fascynował się tym co robię. Bo to właśnie w jego spojrzeniu poszukuję informacji, że to wszystko co robię ma sens. To właśnie w jego zainteresowaniu i podziwie szukam odpowiedzi, że moje życie ma cel.
Nie chcę już o tym myśleć. Lepiej skupię się na tym co umiem i sprowadzę wszystko do rutyny, która pomoże mi przetrwać kolejny dzień. Wstać, zjeść i zrealizować zaplanowane ćwiczenia. Bo jeżeli teraz bym przerwał, to oznaczałoby to jedno, że te wszystkie lata poszły na marne. Że całe moje dotychczasowe życie, było bez celu. A przecież do tego nie mogę się przyznać. Już lepiej stawić się na Wyścig Śmierci.